Czy morderca licealistki z Iłży zostanie kiedykolwiek schwytany? Na początku września 2002 roku mieszkańców Iłży obiegła informacja o zaginięciu jednej z licealistek pochodzącej z powiatu lipskiego. Większość ludzi podejrzewała, że dziewczyna “przedłużyła” sobie wakacje… Prawda niestety była inna.
Czy morderca licealistki z Iłży zostanie schwytany?
Ta smutna historia zaczyna się w miejscowości Podgórze, znajdującej się niedaleko Radomia, gdzie Lucyna Kaczmarska mieszkała wraz z rodzicami i młodszą siostrą.
Po ukończeniu szkoły podstawowej z bardzo dobrymi wynikami dalszą edukację kontynuowała już w Iłży. Lucyna bardzo lubiła się uczyć, jednak w liceum już nie szło jej tak dobrze. Z piątkowej uczennicy stała się uczennicą czwórkową, a z niektórych przedmiotów nawet trójkową.
Nowa miłość
We wrześniu 2002 roku rozpoczęła naukę w klasie maturalnej Liceum Ogólnokształcącego im. Mikołaja Kopernika w Iłży. Wówczas zamieszkała na stancji, by nie tracić zbyt wiele czasu na dojazdy.
Przed rozpoczęciem ostatniej klasy ogólniaka Lucyna rozstała się ze swoim chłopakiem, Tomkiem. Powód ich rozstania nie jest znany, jednak rozstali się w zgodzie i nadal utrzymywali kontakt. Chłopak szybko znalazł sobie nową dziewczynę, Lucyna też kogoś poznała.
Podczas trwających wakacji wybrała się na wiejską zabawę, gdzie poznała i świetnie się bawiła z chłopakiem o imieniu Wojtek. Wpadł jej w oko, pisali ze sobą, spotkali się raptem kilka razy, dlatego trudno tu mówić o związku. Lucyna była zafascynowana niedawno poznanym chłopakiem. Gdy tylko rozpoczął się rok szkolny, postanowiła zaprosić Wojciecha na studniówkę. Chciała zrobić to osobiście.
O Wojtku wiemy niewiele. Był rówieśnikiem Lucyny, uczęszczał do Technikum w Solcu nad Wisłą i tam też mieszkał w internacie. Z jakiegoś powodu jednak Lucynie powiedział, że uczy się i mieszka w Lipsku.
Lucyna postanawia po lekcjach pojechać do Wojtka
Było to 3 września 2002 r.
Do Lipska podrzucił ją samochodem jej były chłopak. Podróż odbyli we czwórkę, ponieważ Tomek po drodze zabrał swoich dwóch kolegów, którzy mieli coś ważnego do załatwienia w mieście.
Gdy Lucyna wysiadła w okolicy rynku w Lipsku, było około 19-tej. Do Iłży miała wrócić sama. Powiedziała na odchodne, że sobie poradzi.
Rozczarowanie
Niestety, do spotkania z chłopakiem nie doszło. Przed internatem Lucyna wysłała chłopakowi SMS-a, że czeka na dole, po godzinie oczekiwania na odpowiedź, ekran komórki rozświetlił się odpowiedzią, która pozbawiła Lucynę złudzeń.
Wojtek odpisał, że nie może teraz opuścić internatu, gdyż zabrania tego regulamin. Gdyby to zrobił, mógłby stracić miejsce.
Trudno powiedzieć, co czuła wtedy dziewczyna i trudno powiedzieć, co wtedy zrobiła.
Jaki środek lokomocji przyszedł jej wtedy do głowy, by wrócić do domu?
Ciekawe w tej sprawie jest to, że Lucyna czekała na chłopaka w Lipsku, podczas gdy, jak ustaliła policja, Wojciech był uczniem szkoły w Solcu nad Wisłą. I w chwili, kiedy Lucyna do niego pisała, jego telefon logował się właśnie w tej oddalonej o 10 kilometrów od Lipska miejscowości. Być może Wojtek nie był zainteresowany Lucyną tak bardzo, jak ona nim i celowo podał inną nazwę miejscowości, niż tę, do której faktycznie uczęszczał.
Znalazł się świadek, który widział ją, jak szła drogą prowadzącą do Iłży…
Czyżby jednak chciała wrócić okazją?
Jedno jest wiadome – do stancji, którą wynajmowała, nigdy już nie dotarła.
Niepokój i zaginięcie
Pierwszą osobą, która o zaginięciu Lucyny Kaczmarskiej poinformowała rodziców, była właścicielka stancji.
Kobieta zaczęła się bardzo niepokoić, ponieważ nigdy wcześniej nie zdarzało się, aby Lucyna nie wróciła do domu o ustalonej porze. Weszła wówczas do jej pokoju i spostrzegła kartkę z informacją o wyjeździe do Lipska. Nie udało jej się dodzwonić do Lucyny, dlatego zatelefonowała również do Tomka. Były chłopak Lucyny powiedział, że zawiózł ją do Lipska i po tym, jak dziewczyna wysiadła z jego samochodu, więcej jej nie widział. Dodał, że nie ma pojęcia, jaki był powód wyjazdu maturzystki do sąsiedniego miasta.
Gdy następnego dnia po dziewczynie nie było nadal żadnego śladu, a jej telefon milczał, przerażeni rodzice zgłosili zaginięcie córki na policję.
Ciało w lesie
Ponad trzy tygodnie później, 27 września 2002 r., w pobliżu miejscowości Pawliczka – mniej więcej w połowie drogi pomiędzy Lipskiem a Iłżą – przypadkowy przechodzień odnalazł w zagajniku nagie zwłoki młodej kobiety w stanie daleko posuniętego rozkładu. Zwłoki były niekompletne – brakowało fragmentu ręki i nogi. Przy zwłokach nie znaleziono ani odzieży, ani jej telefonu. Badania DNA wykazały, że są to zwłoki Lucyny Kaczmarskiej. Ze względu na stan zwłok, nie było możliwe wskazanie przyczyny zgonu, nie można było także ustalić, czy było to zabójstwo na tle seksualnym. Oględziny miejsca znalezienia zwłok wykazały, że sprawca musiał dobrze znać teren, w którym porzucił swoją ofiarę.
Znajdowało się ono w sporej odległości od ścieżki w gęstym lesie. Musiał być jednak na tyle pewny siebie, że nie zakopał zwłok, niczym ich również nie przykrył. Zupełnie, jakby był przekonany o tym, że nikt go z tą sprawą nie połączy. Wówczas można byłoby domniemywać, że był to przypadkowy sprawca, zupełnie niezwiązany z ofiarą.
W grę wchodzi również inna, nawet bardziej prawdopodobna wersja, że sprawca po prostu chciał jak najszybciej uciec z miejsca, w którym porzucił ciało, dlatego nie zadbał o jego ukrycie. Być może morderca spieszył się lub został przez kogoś spłoszony.
W sferze pytań cały czas pozostaje to, co działo się z dziewczyną po tym, jak odeszła spod internatu. Czy mogła próbować dostać się do Iłży tak zwaną okazją i wsiąść do przypadkowego samochodu? A może spotkała w Lipsku kogoś, kogo znała i ta osoba zrobiła jej krzywdę w drodze powrotnej?
Rodzina Kaczmarskich uważa, że Lucyna nie wsiadłaby do przypadkowego pojazdu, a już z całą pewnością nie w godzinach wieczornych, kiedy było już ciemno. Musiała wracać z kimś, kogo znała. Wiedziała, że gdyby nie miała możliwości powrotu do domu, mogłaby poprosić mamę o pomoc. Nie zadzwoniła do rodziców, więc z pewnością czuła się bezpiecznie i nie widziała żadnego zagrożenia.
Telefon
Dwa miesiące po znalezieniu zwłok w Radomiu uaktywnił się telefon Lucyny – nowy Sony J-70. Policja zatrzymała użytkownika, który twierdził, że kupił go z ogłoszenia. Sprzedawcy ów telefonu w Radomiu nie ustalono do dziś, ale udało się sporządzić jego portret pamięciowy.
W postanowieniu kończącym śledztwo napisano, że sprawa pomimo umorzenia pozostaje w dalszym ciągu w zainteresowaniu organów ścigania i pojawienie się jakichkolwiek dowodów spowoduje jej podjęcie.
Kolega detektyw
Sprawą Lucyny zainteresował się jej kolega o imieniu Zbyszek. Chłopak był słuchaczem szkoły detektywistycznej, dlatego podjął prywatne śledztwo w celu wyjaśnienia przyczyny śmierci Lucyny oraz dotarcia do sprawców morderstwa. Dwa tygodnie po odnalezieniu ciała licealistki, początkujący detektyw zmarł w dziwnych okolicznościach.
Zbigniew spotkał się z ludźmi w Lipsku, rozmawiał z nimi, próbował ustalić, kto i w jakich okolicznościach widział Lucynę jako ostatni. Prawdopodobnie zdobył sporo istotnych informacji, jednak nie zdążył się nimi podzielić ani z rodziną zamordowanej koleżanki, ani z policjantami.
Zabójstwem Lucyny interesowała się telewizja TVN, emitując obszerny materiał. Temat poruszył także redaktor Michał Fajbusiewicz w “Magazynie Kryminalnym 997”, lecz sprawa Lucyny nadal zostaje niewyjaśniona…
Autor: ZPL
PressReader.com – Repliki gazet z całego świata
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco, zapraszamy do naszego serwisu ponownie!
Może zainteresować Cię również: Nowe fakty ws. zabójstwa niesłyszącej Ewy ze Starogardu Gdańskiego (zaginieniprzedlaty.com)