7-letnia Kamila wyszła tylko na chwilę do sklepu i już nigdy nie wróciła. Rok później jej zwłoki wyłowiono z rzeki. Dziewczynka w dniu zaginięcia na swojej drodze spotkała bezwzględnego mordercę, który wciąż jest nieuchwytny. Czy to zbrodnia doskonała? Policjanci z Archiwum X próbują rozwiązać tę sprawę. Wierzymy, że dzięki ich pomocy sprawca zostanie schwytany.
7-letnia Kamila
Sprawa, o której dzisiaj napiszemy, to dla śledczych nie lada zagadka kryminalna, która wciąż czeka na swoje rozwiązanie. 25-lat temu mieszkańcami Gdańska wstrząsnęło zaginięcie 7-letniej Kamili Szarmach. Dziewczynka mieszkała przy ulicy Wspólnej 20 wraz z siostrą, mamą i ojczymem.
Kamilka była wesołą, pilną uczennicą i niestety bardzo ufnym dzieckiem.
Był 11 listopada 1997 roku, godzina przedpołudniowa. 7-letnia Kamilka została wysłana przez mamę do pobliskiego sklepu po kiszoną kapustę. Minęła godzina, a dziewczynka jeszcze nie wróciła do domu. Zaniepokojona matka natychmiast zaczęła szukać córki na własną rękę. Kobieta rozpytała wszystkich po drodze czy ktoś nie widział Kamili. Jednak po dziecku nie było najmniejszego śladu. Matka udała się również do sklepu, do którego miała udać się jej córka. Okazało się, że sklep jest zamknięty. Tego samego dnia około godziny 19:00 zrozpaczona matka udała się na Komisariat Policji w Gdańsku zgłosić zaginięcie córki.
Panika wśród mieszkańców
Po zaginięciu 7-latki wśród mieszkańców wybuchła panika, wszyscy bali się o swoje dzieci. Chodziły różne pogłoski, że jakiś zboczeniec zaczepia małe dziewczynki. Rodzice stali się bardzo czujni i nie wypuszczali swoich pociech bez opieki.
Mundurowi natychmiast przystąpili do intensywnych poszukiwań, w których użyli psów tropiących. Straż pożarna, straż miejska wraz z ochotnikami przeszukali pobliskie tereny. Policjanci nie wykluczali najgorszej wersji. Płetwonurkowie sprawdzili pobliską rzekę. Przeszukano opuszczone działki, budynki. Mundurowi szukali dziewczynki u babci w Dolnym Mieście. Niestety 7-latka przepadła jak kamień w wodę.
Świadkowie
Po kilku dniach od zaginięcia 7-lteniej Kamili na Komisariat zgłosił się świadek. Zeznał, że zaginiona dziewczynka przechodziła w dniu zaginięcia przez kładkę łączącą Olszynkę z ulicą Łąkową. Obok dziewczynki szedł około 30-letni mężczyzna. Mocno opalony, krępy, ok. 175 cm wzrostu. Świadek zeznał, że zaraz za mostem stał drugi mężczyzna. Był starszy od tego, z którym szła Kamila. Szczupły, blondyn, włosy do ramion. Mężczyzna miał na sobie brązową skórzaną kurtkę.
Śledczy sporządzili portrety pamięciowe podejrzanych mężczyzn. Na ulicach w całym Trójmieście, prasie oraz w telewizji pojawił się wizerunek mężczyzn, którzy byli podejrzani o uprowadzenie dziewczynki. Policjanci sprawdzili również wiele mężczyzn, którzy wcześniej byli notowani za przestępstwa seksualne. Niestety śledztwo utkwiło w martwym punkcie i sprawa została umorzona w maju 1998 roku.
Po Kamili nie było nawet najmniejszego śladu. Dla bliskich ten czas był najgorszym koszmarem, jaki tylko mógł ich spotkać. Rok po zaginięciu z Motławy wyłowiono zwłoki dziecka w zaawansowanym rozkładzie. Mama zaginionej dziewczynki od razu rozpoznała szarą bluzę z żółwiami ninja, którą miała na sobie w dniu zaginięcia jej córka. Badania DNA potwierdziły, ze zwłoki należą do zaginionej 7-latki.
Według biegłych wynikało, że zbrodnia najprawdopodobniej była na podłożu seksualnym. Ponieważ na zwłokach dziecka nie było butów ani bielizny. Zwłoki dziecka były skrępowane sznurem i owinięte tkaniną, podobną do zasłony, lub obrusu.
Zabójca wciąż jest na wolności. Policjanci z Archiwum X próbują odnaleźć mordercę. Liczą na to, że w końcu uda się rozwiązać tę sprawę i ukarać zabójcę.
Donośne krzyki
Jedna z mieszkanek po zaginięciu dziewczynki zeznała, że 11 listopada 1997 roku około godziny 18:00 w pobliżu Motławy słyszała donośny krzyk dziecka. Kobieta bardzo dobrze znała 7-latkę i zapewniała, że jest pewna na 100 procent, że to był głos zaginionej Kamili.
– Często z nią rozmawiałam, widywałam przez okno, jak rodzice odprowadzali ją do szkoły. Tego tragicznego dnia, kiedy, jak się później okazało, zaginęła, byłam na spacerze z psami. Godzinę pamiętam dokładnie, ponieważ wychodzę z nimi regularnie, zawsze o 18:30. Wtedy też usłyszałam od strony zarośli za mostem płacz i krzyk: „Nie!”. Głos był bardzo wyraźny i straszny, aż mi ciarki przeszły po plecach – mówiła pani Aleksandra dziennikarzom z „Wieczoru Wybrzeża” w 1998 roku.
Podejrzany o morderstwo
Podejrzanym o morderstwo dziewczynki stał się mężczyzna mieszkający w sąsiedztwie. W jego mieszkaniu znaleziono dziecięce rajstopy. Mama Kamili rozpoznała je, jednak właścicielka lokalu twierdziła, że rajstopy należą do jej wnuczki.
– Zabójstwo 7-letniej Kamili Szarmach to jedna z najpotworniejszych zbrodni, jakie prezentowałem w programie 997. Potworniejsza tym bardziej, że ma chyba tło seksualne– mówił Michał Fajbusiewicz w jednym z odcinków “Magazynu kryminalnego 997”. Redakcja ufundowała też 10 tysięcy złotych nagrody dla osoby, która przyczyni się do odnalezienia sprawcy tej bestialskiej zbrodni.
Pomimo iż minęło już 25 lat od zabójstwa Kamili, sprawą postanowili zająć się śledczy z Archiwum X. Wierzymy, że ich zaangażowanie przyniesie oczekiwany przez lata efekt.
Przez 25 lat morderca dziewczynki jest na wolności. Udało mu się uniknąć odpowiedzialności, być może żyje, jakby nigdy nic się nie stało, z krwią dziecka na rękach.
Źródło: 7-letnia Kamila została zamordowana przed 25 laty. Poszukiwania zabójcy nadal trwają (goniec.pl)
Kamilka Szarmach wyszła tylko do sklepu. Zamordowano ją przez ufność? | Wiadomości Radio ZET
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco, zapraszamy do naszego serwisu ponownie!
Może zainteresować Cię również: Zamordowano trzech chłopców. Trwa poszukiwanie sprawcy! (zaginieniprzedlaty.com)
Boże 🙁 Dlaczego ta kobieta z psami nie zainteresowała się co się dzieje. Gdyby zaczęła też krzyczeć, wzywać pomocy, poszczuć bandytów psami to może by się wystraszyli i uratowało to by życie biednemu dziecku 🙁 Boże jedyny płakać się chce!!! Żeby ich sumienie zjadło od środka, żeby nigdy nie zaznali spokoju mordercy. Żeby zdychali w męczarniach.
Czyli ta kobieta słyszała krzyk tej dziewczynki i się tym nie zainteresowała, nikomu nie powiedziała, nie pomogła jej? Wystarczyło jakby kobieta zaczęła krzyczeć i wzywać pomocy, a tamci pewnie by spanikowali i może darowali tej dziewczynce przynajmniej życie. Teraz jak dziecko krzyczy to już straszą MOPS albo policją, a wtedy co?