To miała być szczęśliwa rodzina, lecz los napisał dla nich inny scenariusz.
Na początku lat 70. hrabstwo Santa Cruz było określane mianem Światowej Stolicy Morderstw. Opiszę państwu smutną historię matki, której w ciągu kilku lat zamordowano dwie córki.
To miała być szczęśliwa rodzina. Historia Deborah Lee Shelton z 1969 roku.
3 stycznia 1969 roku. Boże Narodzenie i Nowy Rok przyszło i minęło. Miejscowe dzieci w wieku szkolnym nadal cieszyły się feriami zimowymi. Bawiły się długo oczekiwanymi prezentami świątecznymi, które otrzymały zaledwie 10 dni wcześniej.
To był chłodny piątkowy poranek, kiedy 12-letnia Deborah Lee Shelton z Aptos wybrała się na przejażdżkę rowerową z przyjaciółmi, około godziny 9:30 i miała wrócić do domu około południa, ponieważ wcześniej miała umówioną wizytę u dentysty.
Debbie to miała być szczęśliwa
Łatwo jest sobie wyobrazić młodą siódmoklasistkę, która miała zaledwie 150 cm wzrostu i około 40 kilogramów wagi, stojącą w swojej sypialni, patrzącą w lustro swojej toaletki na biurku. Dziewczynkę z jasnoniebieskimi oczami odbijającymi się w jej kierunku, gdy szczotkuje swoje długie, lśniące blond włosy.
Ubierająca się pospiesznie Debby wkłada ciepłą fioletową kurtkę z kapturem na niebieski golf i siada na łóżku, żeby zawiązać białe tenisówki. Następie zjada swoje ulubione płatki śniadaniowe z mlekiem. To nie są zwykłe płatki zbożowe, ale takie z kolorowym logo z przodu i nagrodą w pudełku.
Szybko myje zęby i wybiega przez frontowe drzwi z zawadiackim pożegnaniem. „Pa” – rzuca do swojej mamy i dwóch młodszych sióstr – 5-letniej Melissy i 11-letniej Vicki, które nawet jej nie zauważyły, gdy pospiesznie wychodziła. Deborrah odjechała rowerem, by spotkać się z przyjaciółmi i odwiedzić, jak się potem okaże, starszego chłopca, którego potajemnie podziwia.
Pani Shelton to miała być szczęśliwa
To był zwyczajny dzień jak co dzień. Mama Debbie, Marcia Shelton, zajmowała się swoim codziennym zajęciem, którym jest prowadzenie domu i opieką nad dwójką młodszych dzieci.
Czasy nie były łatwe dla pani Shelton. Zaledwie rok wcześniej przeprowadziła się z trzema córkami do małego miasteczka Aptos z Los Gatos. A minęły zaledwie trzy lata, odkąd jej mąż zginął w tragicznym wypadku samochodowym.
Kobieta przeżyła tę tragedię bardzo dotkliwie. Wtedy pierwszy raz uderzył w nią piorun, zabierając męża i ojca, a to całkowicie zmieniło jej dotychczasowe życie.
Samotna matka
Bycie samotną matką trojga dzieci nie jest łatwym zadaniem, a na początku lat 70. było jeszcze trudniejsze. Tego szczególnego ranka, gdy na zegarku pojawiła się godzina 11:30, a córka nie pojawiła się w domu, matka nie była jeszcze zbytnio zmartwiona – pomyślała wtedy, że Debbie mogła stracić poczucie czasu podczas zabawy z rówieśnikami.
Około godziny 14:00, Marcia Shelton odbiera dziwny telefon: „Mamy twoją córkę. Przynieś 500 dolarów na Trout Gulch Road. Nie dzwoń na policję, bo ją zabijemy”.
Kobieta jednak rozłącza rozmowę telefoniczną, myśląc, że to jakiś okrutny i głupi żart. Gdy godziny zaczęły się wydłużać, a Debbie nie wracała do domu, w głowie pani Shelton w kółko zaczęły brzmieć słowa dzwoniącego nastolatka. Wsiada do samochodu i zaczyna jeździć po małym miasteczku Aptos, kierując się w stronę Trout Gulch Rd, mając cały czas nadzieję, że dostrzeże Debbie lub jednego z jej przyjaciół; kogoś, kto wie, gdzie jest jej córka.
Strach zaczyna narastać, gdy jedzie w kierunku plaży Rio Del Mar, gdzie spotyka przyjaciół dziewczynki i dowiaduje się, że ostatnio widziano Debbie około 11:00 rano. Wypytując bliską przyjaciółkę Debby dowiaduje się, że jej córeczka już tydzień temu miała umówione spotkanie ze starszym od niej chłopakiem.
Miała to wyznać Loni: „Spotkałam się z nią w kościele. Wspominała o starszym chłopaku, który się nią interesował. Nazywał się Sherman… Powiedziała mi, że planują iść na rower”.
Od tej pory nikt już nie widział dziewczynki.
W drodze powrotnej do domu kobieta desperacko rozgląda się wszędzie z nadzieją, że zauważy gdzieś swoją córkę.
Zbliżając się do domu, próbuje przekonać samą siebie, że rower Debbie będzie na podjeździe, jak zwykle beztrosko rzucony na ziemię. Wmawia sobie, że telefon był tylko okropnym żartem jednego z przyjaciół, a Debbie będzie w domu, jedząc przekąski i kłócąc się z siostrami, jak to często robiła. Zaczyna sobie wyobrażać, jak skarci córkę za to, że tak bardzo o nią się martwiła, ale wie również jaką ulgę poczuje, widząc jej rower na podjeździe i bezpieczne dziecko w domu.
Pani Shelton dociera do domu, ale roweru nie ma. Pośpiesznie parkuje samochód i wbiega do domu, krzycząc, woła najpierw Debbie, potem zdenerwowanym już głosem zadaje pytanie swoim córkom, Vicki i Melissy, czy Debbie wróciła, i czy dzwonił może telefon. Odpowiedź brzmiała „nie” – Debbie nie wróciła, a telefon nie dzwonił.
Przepełniona strachem i niemocą pani Shelton dzwoni na policję i zgłasza zaginięcie córki.
Kiedy miejscowe organy ścigania otrzymały zgłoszenie o zniknięciu Debory, jeszcze tego samego wieczoru rozpoczęły poszukiwania. Pomimo ich najlepszych starań, nie byli w stanie znaleźć żadnego jej śladu. Dziewczynka przepadła jak kamień w wodę.
Poszukiwania zakończyły się 8 marca 1969 roku, gdy młody chłopiec strzelający w lesie ze swojego pistoletu BB, natknął się na rozkładające zwłoki. Miało to miejsce 100 metrów od mostu.
Ze względu na stan szczątków władze musiały wykorzystywać rejestry dentystyczne, aby pozytywnie je zidentyfikować. Ubrania i inne dowody znalezione na miejscu zbrodni sugerowały, że zabójca udusił dziewczynkę bielizną. Jej ręce były skrępowane taśmą klejącą. Stan zwłok uniemożliwił sprawdzenie, czy Deborah była napadnięta seksualnie. W sprawie tej było niewiele dowodów, a tajemniczego Shermana nigdy nie udało się zidentyfikować.
„Nigdy nie powiedziała mi, jak wygląda, poza tym, że jest naprawdę słodki. Teraz zastanawiam się, czy to było jego prawdziwe imię”– mówiła Loni
Mówią, że piorun nie powinien uderzać dwa razy, w to samo miejsce, ale w rodzinę Marcia uderzył po raz drugi i uderzy raz jeszcze.
Trzecim uderzeniem pioruna było zniknięcie jej drugiej córki Victorii.
Victoria miała 44 lata i mieszkała wraz z partnerem w Clearlake w Kalifornii. Zaginęła w grudniu 2001 roku.
Według relacji matki była w związku, który przechodził trudne chwile. Partnerzy od jakiegoś czasu nie potrafili się dogadywać. Często dochodziło między nimi do kłótni. Kiedy córka przestała kontaktować się z matką, Marcia zadzwoniła do jej partnera. Chciała wiedzieć, dlaczego jej córka nie odpisuje jej na wiadomości – powiedział, że Vici nie ma, ponieważ zdecydowała, że chce pojechać do San Francisco na Nowy Rok. Marcia nie uwierzyła i postanowiła to sprawdzić.
Udała się do domu swojej córki, gdzie znalazła jej torebkę, dokumenty, rzeczy osobiste oraz pieniądze. Od razu postanowiła, że zgłosi zaginięcie córki na policję. Kilkukrotnie przesłuchiwano partnera zaginionej kobiety oraz prowadzono szeroko zakrojone poszukiwania. Niestety Victorii nie odnaleziono do dzisiaj.
„Myślę, że została zabita i, że tak jak Debbie, zostanie kiedyś odnaleziona zupełnie przypadkiem” powiedziała Marcia
Marcia otrzymała od losu bagaż przepełniony smutkiem, pełen tragedii, strachu i nieustannej tęsknoty za swoimi bliskimi, których kocha nad życie.
To miała być przecież szczęśliwa, kochająca się rodzina….
Po tym wszystkim, czego musiała w swoim życiu doświadczyć kobieta, spowodowało u niej ciągły strach o swoją najmłodszą córkę Melissę.
”Żyję już tylko dla niej i chcę wierzyć, że los nie ześle na mnie czwartego pioruna, bo tego już bym nie przeżyła.”
Autor: ZPL to miała być szczęśliwa
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco, zapraszamy do naszego serwisu ponownie! Lecz.
Może zainteresować Cię również: Zniknął bez śladu. Po 23 latach bliscy dowiedzieli się prawdy! (zaginieniprzedlaty.com)