Ta historia wstrząsnęła mieszkańcami regionu. 10-letnia Ewa Wołyńska, która bawiła się po południu przed swoim domem w Karlinie, nieoczekiwanie przepadła bez wieści. Na temat jej zaginięcia powstało wiele publikacji w gazetach lokalnych, ale też ogólnopolskich. Rodzice dziewczynki szukali jej wszędzie, także poza granicami Polski. Bezskutecznie.
Ewa Wołyńska miała 10 lat. Mieszkała w małej miejscowości Karlino w województwie zachodniopomorskim. Wychowywała się w kochającej rodzinie. Chodziła do czwartej klasy, nie miała powodów do zmartwień, była bardzo lubiana wśród rówieśników.
Wszystko zmieniło się 5 kwietnia 2002 roku
Dokładnie 19 lat temu dziesięcioletnia Ewa Wołyńska wróciła ze szkoły kilka minut przed godziną 14:00. Następnie odrobiła lekcje i wyszła pobawić się na podwórko. Około godziny 18:00 na wysokości garaży przydomowych, córkę po raz ostatni widziała matka, Grażyna Wołyńska. Ewa szła z nieznaną rodzicom dziewczyną w kierunku lasu. Dziewczynka ubrana była w charakterystyczną kurtkę z czerwonymi elementami.
Miała krótkie włosy obcięte na pazia, była w zbliżonym wieku do Ewy – wzrost i postura wskazywały na podobieństwo dziewczynek. Mama miała zamiar zawołać Ewę, lecz zajmowała się młodszą córką Weroniką, która zaczynała płakać.
Gdy na zegarku dochodziła godzina 20:00, a córka nie pojawiła się w domu, zaniepokojeni rodzice zawiadomili policję. Natychmiast rozpoczęto akcje poszukiwawczą. Zaangażowały się w nią nie tylko służby: policja, straż pożarna, płetwonurkowie, straż graniczna, ale i mieszkańcy Karlina. W akcji wykorzystano nawet śmigłowiec. Sprawdzano m.in. rozlewisko rzeki Parsęty, gdzie funkcjonariuszy doprowadziły psy tropiące. Przez kilka następnych tygodni całe Karlino szukało małej Ewy. Niestety bez skutku. Policja nie trafiła na żaden ślad Ewy ani dziewczynki, która jej towarzyszyła.
W dniu zaginięcia mama Ewy widziała w okolicy domu samochód z obcymi numerami rejestracyjnymi i charakterystycznym malunkiem. Siedział w nim mężczyzna, który obserwował okolicę przez kilka godzin. Po zaginięciu dziewczynki nikt więcej go nie widział. Mama Ewy nie potrafiła określić marki auta, narysowała pojazd i przekazała rysunek śledczym. Ten trop również nie wniósł niczego do poszukiwań Ewy.
Pierwszy sen
Wystraszona Ewunia siedzi w pustym pokoju na materacu. Nie rozumie tego, co się stało i bardzo chce jej się pić. We śnie Grażyna Wołyńska czuła, że córka jest gdzieś niedaleko. To było kilka dni po zaginięciu. Wtedy policjanci wmawiali jej, że Ewa utopiła się w pobliskiej rzece.
Ale ona wiedziała:
Że to żadna rzeka, córka żyje. Ktoś nam ją zabrał. „Wiem, że Ewa została uprowadzona, była przetrzymywana blisko naszego domu, a po kilku dniach wywieziono ją za granicę”.
Nie ma na to żadnych dowodów, ale matka ich nie potrzebuje.
Matka przecież takie rzeczy czuje
W innym śnie Ewa do niej przyszła, rzuciła się na szyję, oplotła w pasie nóżkami i tak sobie chodziły po domu. „Widzisz córeczko, nic tu się nie zmieniło, odkąd odeszłaś. Tu są twoje zabawki, a tu jest twój pokój. Tylko ciebie tu brakuje” – szeptała jej do ucha.
Po tylu latach bez Ewy została pustka, a ona sama wyciszyła się, uspokoiła.
Dba o dom, je kolację z mężem, rozmawia z sąsiadami. Czasem jednak tchu zabraknie, serce zacznie bić jak oszalałe i trzeba na chwilę usiąść, bo nogi miękną. Wraca to ciągłe, uporczywe cierpienie. „Czuję to gdzieś tutaj, w tyle głowy”.
Zrozumiałem, że jesteśmy zdani tylko na siebie
W związku ze zniknięciem dziewczynki do Wołyńskich napływały rozmaite informacje, jak również podejrzane telefony:
„Było bardzo dużo telefonów związanych z zaginięciem Ewy” – mówi jej tata, który każdy sygnał natychmiast sprawdzał. Pojawiało się wiele fałszywych tropów, np. faks z Biura Poselskiego śp. Andrzej Leppera, który został wysłany, jak się później okazało, przez grupę recydywistów. Liczyli oni na szybki zarobek, mimo braku wiedzy na temat Ewy.
Tata Ewy wystąpił z prośbą do policji o podsłuch na telefonie. Ostatecznie urządzenie nie zostało zamontowane, a mężczyzna nagrywał rozmowy we własnym zakresie. Niemożliwe dla policji okazało się także identyfikowanie anonimowych rozmów z tzw. budek telefonicznych. Józef Wołyński sam zdobył listę numerów budek telefonicznych w województwie, którą następnie przekazał policjantom: „Nie byli przygotowani na nietypowe zdarzenia oraz działania” – mówi ojciec Ewy.
Tropy
Wołyńscy kontaktowali się niemal z każdym jasnowidzem w kraju. Pomocy szukali także za granicą. Jasnowidze wskazywali na sceny z przeszłości dziewczynki. Krzysztof Jackowski był dwa razy w Karlinie, miał kilka wizji. Pierwsza wskazywała na rzekę i utopienie, druga zakładała, że Ewa żyje, lecz nie mógł nawiązać z nią kontaktu.
Pan Józef samodzielnie jeździł po Polsce, a także za granicę, gdzie prowadziły różne tropy i wizje.
Jasnowidze twierdzili, że Ewa żyje. Rodzina sprowadziła astrologa Alvaro z Urugwaju, który twierdził, że Ewa znajduje się w Hamburgu. Józef sprawdził także ten ślad. Trafił na osiedle domów jednorodzinnych. Przez lornetkę obserwował ogrodzone domy z kratami w oknach, każdego domu pilnowały psy.
„Można byłoby latami kogoś tam przetrzymywać” – stwierdza ojciec dziecka, i dodaje, że kolejny trop nic nie wniósł do sprawy.
Szukając córki, Wołyński miał styczność z różnorodnymi środowiskami. Zamierzał dostać się do lokalnego otoczenia pedofilskiego. Człowiek, z którym nawiązał kontakt twierdził, że w Polsce istnieje handel dziećmi i prawdopodobnie Ewa jest jedną z ofiar. Policja powstrzymała mężczyznę przed podjęciem samodzielnych działań.
Niezłomny ojciec
Józef Wołyński nabawił się ostrej nerwicy. Musiał zrezygnować z pracy w koszalińskim Zakładzie Karnym, gdzie był funkcjonariuszem. Wierzy, że Ewa ciągle gdzieś na niego czeka. Na pewno się nie utopiła. Gdyby wpadła do wody, to by ją odnalazł. Pobliską rzekę przeszukał przecież setki razy.
Dodaje, że dziś sami policjanci przyznają, że za zaginięciem Ewy najprawdopodobniej stoi międzynarodowy gang pedofili. Ale on do policji ma wielki żal. W dniu zaginięcia błagał, aby natychmiast przekazać informację o córce na posterunki graniczne, ale te dotarły tam dopiero po czterech dniach. A półtora roku później ustalił, że w bazie Interpolu o Ewie… nie ma żadnej wzmianki. „Poczułem się wtedy, jakby mi ktoś dał w twarz. Człowiek szuka, gdzie tylko może, a polska policja nawet tak prostej sprawy nie była w stanie przypilnować. Wtedy zrozumiałem, że jesteśmy zdani tylko na siebie”.
Józef Wołyński ze smutkiem stwierdza, że dopiero po 10 latach policja poprosiła o DNA córki.
Te wszystkie lata to koszmar, z którego nie może się obudzić. W dzień szukał córki, w nocy śniło mu się, że Ewa jest gdzieś blisko, za drzwiami, na podwórku. Słyszał jej śmiech, czasem zawołała do niego “tatusiu”. Ale co się odwrócił, to ona uciekała. Budził się i myślał, dokąd by tu jeszcze pojechać, co by tu jeszcze zrobić? Zjechał Polskę i Niemcy wzdłuż i wszerz. Sprawdził każdy sygnał od jasnowidza, każdy sen żony. Nic, jak kamień w wodę.
Jasnowidze nie pozostawiają im złudzeń: ich dziecko zostało porwane przez siatkę pedofili i jest wykorzystywane seksualnie, w którymś z zachodnich krajów. To tak bardzo boli, że człowiek chciałby walić głową w ścianę, ale i na to sił już brakuje.
Drugiej takiej straty byśmy nie przeżyli
Tego nieszczęścia nie przetrwaliby, gdyby nie dzieci. Syn Adam pracuje jako ratownik medyczny. Weronika siostry nie pamięta. Ciągnęła zapłakana mamę za spódnicę, gdy ta po raz ostatni widziała Ewę. Jakiś wtedy niepokój załomotał w jej sercu, a w duszy coś krzyknęło „Idź po dziecko!”. Chciała wybiec, zawołać, ale jak tu się ruszyć, gdy druga córeczka płacze i prosi na ręce? Nie wybiegła, zajęła się małą.
Na co dzień pozwalają, aby codzienne sprawy zajęły im dzień. Gdy nie muszą, nie rozmawiają o tym, co ich spotkało. Przez całe lata, jak oka w głowie, pilnowali najmłodszej Weroniki. Odwozili i przywozili ją ze szkoły. Wołyńscy nie chcieli jednak, aby ze swojego dzieciństwa zapamiętała tylko strach. „Pozwalaliśmy, aby wychodziła na dwór i bawiła się z koleżankami. Ale zawsze któreś z nas to dyskretnie nadzorowało. Drugiej takiej straty byśmy już nie przeżyli”.
Pomimo upływu czasu Ewa nadal widnieje jako osoba zaginiona. Jeśli żyje, jest już dorosłą kobietą. Jej rodzice wciąż wierzą, że nadejdzie taki dzień, w którym będą mogli się spotkać.
Biedni rodzice, przykro mi, mam nadzieję, ze kiedyś dowiedzą się prawdy 🙁
Matka taka prawdziwa Grażyna,coś czuje,coś śni,ale nie wie co,nie wie gdzie,ale przeczucie ją nie myli,żenada,nawet nie sprawdziła z kim obcym jej córka idzie do lasu a potem płacz,nie dobiegłam bo mam 135 kilo,masakra,szukajcie,wiadomo że ona już dawno nie żyje
biedni rodzice, bardzo im wspolczuje , nie potrafie sobie wyobrazic takiej tragedii , moja kolezanka chodzila z Ewa do jednej klasy w Karlinie 🙁