Pod koniec XX wieku na Śląsku doszło do kilku zaginięć dzieci. Sprawy do dziś nie zostały rozwiązane. Przypominaliśmy sprawę zaginięcia Basi Majchrzak, Iwony Wąsik i Kubusia Jaworskiego. Dziś chcemy opisać zaginięcie 9-letniej Sylwii Iszczyłowicz. Sylwia zaginęła 26 listopada 1999 roku w Zabrzu.
Zaginięcie
Sylwia Iszczyłowicz 26 listopada 1999 roku, około godziny 17 wyszła z domu, by udać się do kościoła na spotkanie grupy oazowej. W parafii odbywał się wtedy gruntowy remont. Z tej racji, tego dnia dzieci zbierały się w innej salce, niż dotychczas. Przypuszcza się, że Sylwia nie mogła trafić na miejsce spotkania. Dlatego prawdopodobnie postanowiła wrócić do domu. Miała do przejścia kilkaset metrów. O godzinie 18.30 pojawiła się w pobliżu filii biblioteki miejskiej, na ulicy Wolności 175, co dokładnie opisała bibliotekarka. Szła sama. 200 metrów dalej, w salonie samochodów Nissan, jako portier pracował wujek dziewczynki. Mężczyzna zeznaje, że nie spotkał Sylwii. Dlatego, wiele wskazuje na to, że musiała zaginąć pomiędzy tymi miejscami.
Mama zaczęła szukać Sylwię kwadrans po spodziewanej godzinie powrotu córki. Wtedy okazało się, że dziewczynki nie było na spotkaniu. Około godziny 22:00 zgłosiła zaginięcie dziecka na policji.
Nieustające poszukiwania
Sprawa była rozgłośniona w mediach, dlatego Sylwii szukał każdy – policja wyposażona w profesjonalny sprzęt, rodzina, wolontariusze, mieszkańcy Zabrza. Nie natrafiono jednak na żaden ślad dziecka. W związku z tym do dziś wyjaśnieniem okoliczności jej zaginięcia zajmuje się Archiwum X śląskiej Komendy Wojewódzkiej.
Źródło: Zabrze, nasze miasto