79-letnia Irena Nazarewicz była bita przez personel prywatnego domu opieki koło Chełma. Kobieta po kilku dniach pobytu w ośrodku żaliła się bliskim, że bardzo się źle czuje. W związku z tym, zaniepokojono rodzina zabrała staruszkę i przewiozła ją do szpitala. Niestety, starsza kobieta umarła 6 dni po wyjściu z ośrodka. Jego pracownicy twierdzą, że liczne ślady na twarzy staruszki powstały w wyniku są działania leków. Prawda okazała się jednak zupełnie inna.
Starsza Pani
Pani Irena Nazarewicz miała 79 lat. Od kilku miesięcy opiekowała się nią wnuczka, 27-letnia Monika Szymańska. Wnuczka miała dwójkę własnych dzieci i mieszkała w małej miejscowości Świerszczów-Kolonia w województwie lubelskim. Staruszka mieszkała z nimi do końca sierpnia 2020 roku. Mimo wieku, była w dobrej formie. Na początku sierpnia odwiedziła je córka Pani Ireny, Małgorzata Nazarewicz. Podczas tej wizyty staruszka przewróciła się. Od tamtej pory jej stan zdrowia znacznie się pogorszył.
Trudy opieki nad seniorką
Od czasu nieszczęśliwego wypadku, Irena Nazarewicz potrzebowała pomocy w codziennym funkcjonowaniu. Wnuczka wówczas była w ciąży. Początkowo pomagała babci na tyle, ile mogła. Panią Irenę trzeba było podnosić, również w nocy, czy do zmiany pampersów. W związku z tym, ciężarna kobieta często odczuwała bóle brzucha, bała się że poroni.
Córka pani Ireny od kilkunastu lat mieszkała w Niemczech. Chciała zabrać mamę do siebie, jednak pracowała w fabryce na trzy zmiany, a sama seniorka nie chciała wyjeżdżać z Polski. Wymagała już całodobowej opieki, którą sprawowała ciężarna wnuczka. Mąż wnuczki często wyjeżdża służbowo. W opiece nad babcią pomagał wówczas kuzyn.
Opieka
Staruszka odbywała rehabilitację w domu. Pomimo starań, nie udało się poprawić jej stanu zdrowia. Rodzina musiała podjąć najtrudniejszą decyzje w swoim życiu, przed którą bronili się od kilku miesięcy. Wnuczka postanowiła porozmawiać z babcią. Doszli do wniosku, że powinna trafić do domu opieki. Pani Irena zgodziła się bez chwili wahania.
Ośrodek
Wnuczka szukała miejsca w państwowych placówkach. Okazało się jednak, że ze względu na wzrastającą liczbę chorych na koronawirusa, wstrzymano tam przyjęcia. Kobieta udała się wtedy z prośbą o pomoc do MOPS-u w Chełmie. Tam dostała listę prywatnych placówek. Wnuczka chciała znaleźć babci dobry ośrodek. Okazało się, że w prywatnych placówkach również nie brakuje miejsc. Na sam koniec wnuczka zadzwoniła do pensjonatu, który mógł przyjąć nowych podopiecznych. Pani Monika ucieszyła się, że po wielu próbach znalazła ośrodek z bardzo dobrą opieką. Po rozmowie telefonicznej z kobietą z pensjonatu, wnuczka była pewna, że babcia będzie miała tam bardzo dobre warunki.
Irena trafiła do ośrodka w czwartek 8 października 2020 roku. Wnuczka zadzwoniła do niej w piątek i w sobotę, jednak nie wolno jej było porozmawiać z babcią. Pani Monika rozmawiała wówczas z właścicielką pensjonatu. Kobieta zapewniała, że seniorka ma się dobrze. W niedzielę do ośrodka zadzwoniła córka staruszki. Udało jej się porozmawiać z mamą.
Koszmar w domu opieki
Kobieta ledwo mówiła. Jej pierwsze słowa brzmiały: jak mi jest źle, jak ja się źle czuję, jaka słaba jestem. Po chwili staruszka zaczęła ciężko oddychać, tak jakby była chora, lub jakby czegoś się bała. Pani Małgorzata usłyszała w słuchawce głos kobiety, która stała obok jej matki. Krzyczała: pani trzyma telefon! Prawdopodobnie, seniorka nie mogła utrzymać telefonu w rękach. Córka czuła, że coś jest nie tak. Zaniepokojona, natychmiast zadzwoniła do Moniki i prosiła, by niezwłocznie pojechała do ośrodka.
Liczne ślady na twarzy
Staruszka wyglądała bardzo źle. Miała liczne podrapania i krwiaki na twarzy. Powiedziała wnuczce, że zrobiła jej to w nocy jakaś Jasia- jedna z pracownic ośrodka. Opowiadała, że sytuacja powtarzała się co noc, gdy tylko chciała napić się wody. Mówiła także, że pracownicy pensjonatu ciągle krzyczeli na nią i na innych seniorów. Wnuczka płakała. Zrobiła zdjęcia, by udokumentować stan babci. Rodzina zadzwoniła na policje, która błyskawicznie pojawiła się na miejscu. Właścicielka ośrodka była w tym czasie na miejscu, jednak nie wyszła do policji.
Więcej ofiar
Pani Irena nie była jedyną ofiarą w ośrodku. Okazało się, że jest już prowadzone postępowanie o znęcanie się nad pacjentami. Włącznie w tej sprawie zostało przesłuchanych 130 świadków. Jeszcze tego samego dnia wnuczka pojechała z babcią do szpitala. Lekarz stwierdził liczne otarcia naskórka i podbiegnięcia krwawe na twarzy. Pracownicy ośrodka twierdzą, że do wypadków dochodziło nieumyślnie- jak to w domu, każda starsza osoba może upaść i sobie coś zrobić. Ślady na twarzy pani Ireny miały powstać po lekach na rozrzedzenie krwi. Pracownica opowiadała, że to z pewnością rodzina pobiła staruszkę, gdy zabrali ją z ośrodka.
Kilka wersji
Według właścicielki ośrodka to rodzina pobiła staruszkę, wioząc ją do szpitala na obdukcję. Według drugiej wersji, pani Irena sama sobie to zrobiła. Innym razem twierdzono, że ślady powstały w wyniku działania leków. W 2015 roku w jednej z lokalnych gazet ukazał się artykuł informujący, że w tym ośrodku dzieje się cos złego. Zamojska prokuratura prowadziła postępowanie w sprawie psychicznego i fizycznego znęcania się nad podopiecznymi. Dotychczas nikomu nie przedstawiono zarzutów.
Śmierć staruszki
Pani Irena zmarła zaledwie 6 dni po zabraniu jej z ośrodka. Bez wątpienia, ten dom opieki powinien być zamknięty. Starsze osoby przeżyły tam piekło. Wiele rodzin oddaje swoich bliskich do ośrodka, ponieważ sami nie są w stanie opiekować się starszą osobą. Nie pozwali im na to praca, stan zdrowia i warunki.
Źródło:Co spotkało panią Irenę? Rodzina kontra dom opieki – Interwencja (polsatnews.pl)