Tracey Neilson została znaleziona przez swojego męża w ich wspólnym mieszkaniu. To, co odkrył, było najbardziej wstrząsającym widokiem w jego życiu. Jego żona leżała martwa, ktoś ją pociął i zadźgał.
5 stycznia 1981 roku Tracey Neilson obchodziła 21. urodziny. Tego samego dnia została brutalnie zamordowana. Jej zabójca przez 40 długich lat unikał wymiaru sprawiedliwości.
Cudowne początki
Neilson mieszkała ze swoim mężem Jeffreyem w Oklahomie. Spotkali się na randce w ciemno, kiedy byli jeszcze studentami. Była to miłość od pierwszego wejrzenia. Pobrali się w sierpniu 1980 roku, a następnie oboje rozpoczęli studia na Uniwersytecie Oklahomy. Tracey skupiła się na fizjoterapii i pracy z osobami niepełnosprawnymi, natomiast Jeffrey był chirurgiem ortopedą. Oboje byli młodzi i szczęśliwi, a Tracey była zabawną, kochającą ludzi młodą kobietą.
W dniu morderstwa Tracey Jeffrey był na zajęciach. Po ich zakończeniu wybrał się na zakupy. Chciał znaleźć idealny prezent dla swojej żony z okazji jej urodzin. W sklepie zdecydował się na drogie perfumy i udał się do ich mieszkania na Jamestown Square w Moore w stanie Oklahoma. Po powrocie do domu miał przygotować uroczystą kolację. Chciał, aby ten dzień był wyjątkowy i niezapomniany. Jak szybko się okazało, był to najgorszy dzień w w jego życiu.
Brak śladów
Podczas śledztwa świadkowie przedstawiali różne opisy podejrzanego. Pierwszy z nich przedstawiał mężczyznę koło dwudziestki, z ciemnymi, kręconymi włosami i jednodniowym zarostem. Drugi świadek opisał mężczyznę, którego widział, jako osobę po trzydziestce, z krótkimi czarnymi włosami z krótkimi bokobrodami. Nigdy nie znaleziono żadnego mężczyzny pasującego do opisu.
Nie było śladu włamania, ale drzwi do mieszkania były otwarte. Narzędzie zbrodni nigdy nie zostało odzyskane. Znaleziono jedynie odcisk palca, który miał wnieść coś do sprawy, jednak nigdy go nie zidentyfikowano.
Kolejne tropy
W mieszkaniu policja znalazła również książeczkę z kwitami. Zgodnie z nią, o godzinie. 11.51 zaplanowana była wizyta serwisanta do naprawy kabli. Kwit zawierał numer pracownika oraz jego podpis. Policja próbowała ustalić, czy zjawił się on w ich mieszkaniu tego feralnego dnia, ale bezskutecznie. Odkryli jedynie, że książeczka należała do pracownika napraw z Southwestern Bell Telephone Co., obecnie spółki zależnej AT&T. Do dziś policja nie może odszukać anonimowej osoby. Pozostało jedynie przypuszczenie, że ktoś ukradł książeczkę z biletami, aby wejść do konkretnych mieszkań.
Policja ujawniła również, że w mieszkaniu Tracey brakuje breloczka do kluczy. Był to plastikowy, ciemnozielony breloczek, który na przodzie wygrawerowane miał imię Tracey. Policja wysunęła teorię, że zabójca wziął breloczek jako symbol jego makabryczną zbrodnię. Po konferencji prasowej, na której ujawniono ten dowód, policja ogłosiła również, że za wszelkie informacje w tej sprawie zostanie wręczona nagroda w wysokości 100 000 dolarów.
Wielka niewiadoma
Rodzina Tracey wyznała, że została zabita w jednym z najszczęśliwszych okresów jej krótkiego życia. Wyszła za mąż za ukochanego ze studenckich lat mężczyznę. A następnie każdy z nich rozpoczął pracę.
W ciągu ostatnich 40 lat śledzono mnóstwo tropów, przeprowadzano wywiady i analizowano różne dowody. Jednak do dzisiaj nie wiadomo, kto stoi za tym okrutnym morderstwem.
Źródło: