Patryk Błoch został, zamordowany w 2009 roku w Pieszycach niedaleko Bielawy. 21-latka zabił kolega z pracy, bo ten po pijanemu potknął się i przewrócił na jego samochód. Ciało Patryka-dzięki ubiegłorocznej suszy–znaleziono w stawie, zaledwie kilometr od domu sprawcy. Sąd jednak nie przypisał Edwardowi M. ukrycia zwłok i wymierzył mu niższą, niż domagali się oskarżyciele, karę. Wyrok zapadł w przeddzień 12. rocznicy śmierci chłopaka i tuż przed 12. urodzinami jego syna.
Młody mężczyzna
Patryk pochodził z Pieszyc na Dolnym Śląsku. Był najmłodszy z rodzeństwa. Szczególna więź łączyła go ze starszym bratem Tomaszem. 21-latek zawsze przychodził do brata ze swoimi problemami, doradzał się, zwierzał mu się z każdych życiowych niepowodzeń. Byli wychowywani w bardzo dobrej rodzinie, a w ich domu panowała zasada-dzieci zawsze informowały bliskich, gdzie są i kiedy wrócą. Nigdy tej zasady nie łamali.
Dzień zaginięcia
1 maja 2009 roku Patryk, niedługo po tym, jak odprowadził swoją ciężarną narzeczoną na przystanek, miał spotkać się z kolegami. Obiecał swojej przyszłej żonie, że zadzwoni do niej po spotkaniu. Jednak tego nie zrobił. Kobieta, mając złe przeczucia, zadzwoniła do 21-latka. Ktoś odebrał jego telefon, zamiast głosu Patryka usłyszała muzykę w tle. Bracia również dzwonili do Patryka, telefon odebrał nieznany mężczyzna, zdążyli tylko zapytać, czy po drugiej stronie słuchawki jest Patryk. Nieznany, męski głos odpowiedział, że nie i natychmiast się rozłączył. Później abonent był już niedostępny.
Poszukiwania
Patryk nie wrócił do domu na noc, chociaż nigdy wcześniej mu się to nie zdarzyło. Zaniepokojona rodzina zawiadomiła policję o zaginięciu chłopaka. Intensywne poszukiwania nie przynosiły żadnego efektu. Tajemnicze zaginięcie 21-latka stało się dla śledczych wielką zagadką.
Rodzina Patryka i jego narzeczona szukali go przez kilka lat. Pomagały im również największe w Polsce organizacje zajmujące się tego typu sprawami, jednak bezskutecznie. Nie pomogła nawet emisja programu “Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie” ani pomoc jasnowidzów, czy nawet samego Krzysztofa Jackowskiego. Jasnowidz powiedział, że Patryk od dawna nie żyje i że zwłoki są ukryte w lesie. Poszukiwania nic nie dały.
Od godziny 20:00, dnia 1 maja 2009 r. Patryka nikt nie widział. Sprawa tkwiła w martwym punkcie. Śledczy twierdzili, że to młody człowiek i może gdzieś po prostu pojechał. Rodzinie nie dawała spokoju ta przerażająca cisza. Nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał. To były najgorsze dni w ich życiu, a głęboka rozpacz nie miała końca.
Bliscy Patryka chodzili po Pieszycach, od domu do domu i pytali, czy ktoś go widział. Szybko ustalili, że kiedy już wracał do domu, to spotkał kolegę z pracy, Edwarda M. Kupili alkohol i poszli do niego. W małej miejscowości Edward M. miał opinię groźnego po alkoholu. Narzeczona często go pytała, gdzie jest Patryk? Jednak mężczyzna milczał. Bracia zaginionego pojechali na drugi dzień do Edka, mężczyzna miał całą siną twarz. Tomasz oskarżał Edwarda M. o morderstwo swojego brata. Pracował z nim przez 12 lat w jednym zakładzie, wiedział, że nie cieszył się dobrą opinią i był agresywny. Rodzina chodziła po okolicznych polach, wywieszali plakaty w mieście, w autobusach we Wrocławiu oraz w Dzierżoniowie. Czuli, że stało się coś złego.
Bezsilność
Patryk przepadł bez śladu. Wszystkich zastanawiało to, jak 21-letni chłopak mógł tak zgrabnie wymykać się wszystkim. Nigdy nie nagrała go żadna kamera, nie zapłacił kartą, nie podróżował pociągami, autobusami, nic. Jakby zapadł się pod ziemię. Podejrzewano, że młody mężczyzna mógł się przestraszyć, że niedługo zostanie ojcem i w związku z tym gdzieś się ukrył. Jednak to podejrzenie bardzo szybko zostało wykluczone. Tomasz opowiadał, że Patryk mu się zwierzał i bardzo się cieszył, że zostanie tatą. Nie mógł się doczekać, kiedy maleństwo przyjdzie na świat i będzie mógł je przytulić. Miał wiele planów i był szczęśliwy.
Ustalenia śledczych
Patryk, 1 maja 2009 roku, miał uczestniczyć w zakrapianej imprezie wraz z dwoma innymi, starszymi mężczyznami w Pieszycach na Dolnym Śląsku. Z tej imprezy nigdy nie wrócił do domu. Uczestnicy libacji twierdzili zgodnie, że w pewnym momencie 21-latek wyszedł z imprezy i od tamtej pory nie mieli z nim kontaktu. Przez kolejnych 10 lat, nie udało się ustalić dokładnego przebiegu zdarzeń. Zostały uruchomione wszelkie policyjne procedury, które mogły pomóc w poszukiwaniach osoby zaginionej. W sprawie tajemniczego zaginięcia 21-latka było wiele hipotez. Jeną z nich było to, że może jest gdzieś przetrzymywany wbrew własnej woli. Z braku jakichkolwiek śladów, śledztwo umorzono. Policja nadal bardzo intensywnie badała sprawę.
Przełom w sprawie
Prawdziwy przełom w sprawie nastąpił we wrześniu 2019 roku, gdy jeden z mężczyzn, Jarosław D. który uczestniczył razem z Edwardem M. i Patrykiem Błochem w zakrapianej imprezie w maju 2009 roku, postanowił zmienić swoje zeznania.
Dzięki nim ustalono po latach, że podczas imprezy w 2009 r. Patryk Błoch, prawdopodobnie już w stanie upojenia alkoholowego, potknął się i z niewielkim płotkiem przewrócił na samochód marki Golf, który należał do Edwarda M. To mocno rozzłościło oskarżonego i zaczął go bić. Jarosław w końcu, po tylu latach, opowiedział dokładnie, co się stało i dlaczego milczał tak długo. Edward M. kierował do niego groźby. Mówił, że jeśli coś piśnie, to skończy tak samo, jak Patryk. Mężczyzna na tyle poważnie traktował te słowa, że wyprowadził się z Pieszyc, zmienił nawet tożsamość oraz miejsce pracy.
Edward M. został przesłuchany w 2019 r. Przesłuchanie trwało kilkanaście godzin. Wydawało się, że zaczyna się łamać. Powiedział, gdzie mógł ukryć zwłoki, ale w pewnym momencie zaczął powtarzać, że niczego mu nie udowodnią i koniec. Postawiono mu zarzut morderstwa. Jednak ciała Patryka nadal nie odnaleziono.
Ciało zaginionego
26 września 2019 roku około godziny 7:00 rano przy ulicy Nabrzeżnej w Pieszycach pojawiła się policja, straż pożarna i psy przeszkolone do poszukiwania zwłok. W domu, w którym kiedyś mieszkał 54-letni Edward M. Strażacy wypompowują wodę ze studni, zrywają świeżą wylewkę w mieszkaniu nowych właścicieli, skuwają ściany. Nie znajdują niczego. Znowu utknęli w martwym punkcie. Kilka miesięcy później 3 maja 2020 roku kości należące do Patryka zostały odkryte na dnie wyschniętego stawu. Bardzo blisko domu Edwarda M., bo tylko kilometr w linii prostej.
Sprawca mieszkał na tyle blisko, że mógł kontrolować, czy cokolwiek się dzieje w miejscu ukrycia ciała Patryka. Czy podejmowane są jakieś działania, czy coś się tam buduje. Odludne miejsce położone było przy mało ruchliwej drodze tuż za Pieszycami. Mały zagajnik znajduje się pośrodku pół uprawnych. Zarośnięte śmierdzące bajoro na pewno nie służyło nikomu do letnich kąpieli. Przez lata wiele osób wyrzucało tam śmieci. W maju 2020 r. w stawie nie było praktycznie wody.
Według mundurowych sprawca przewiózł ciało, obciążył czterema kamieniami i umieścił w wodzie. Susza i przypadkowy przechodzień, najprawdopodobniej zbieracz złomu, sprawiły, że historia ujrzała światło dzienne.
Wyrok w rocznicę śmierci
W sprawie zabójstwa Patryka, akt oskarżenia prokuratorzy sporządzili 5 sierpnia 2020 r. Edward M. zasiadł na ławie oskarżonych w październiku ubiegłego roku. W przeddzień 12. rocznicy śmierci Patryka Błocha, Sąd Okręgowy w Świdnicy skazał mężczyznę nieprawomocnie na 15 lat więzienia. Sąd w Świdnicy nie znalazł dowodów ani świadków, które mogłyby potwierdzić, że to nieprawomocnie skazany Edward M. ukrył ciało 21-latka. Skazał, go więc za zabójstwo z zamiarem ewentualnym oraz za groźby karalne wobec Jarosława D.
Po wyroku Sądu pierwszej instancji Edward M. nie zmienił linii obrony. Mężczyzna nie przyznał się do winy. Rodzina zmarłego Patryka zapowiada apelację i walkę o podwyższenie kary. Edward M. już dwa lata spędził w areszcie. Skoro wyrok to 15 lat pozbawienia wolności, a w połowie może starać się o przedterminowe zwolnienie, to możliwe, że morderca wyjdzie z więzienia za pięć lat.
Źródło: (20+) Zaginieni przed laty – posty | Facebook
Źródło: Zabójstwo Patryka Błocha. Po 12 latach zapadł wyrok w sprawie z archiwum X – Wrocław (onet.pl)