Łukasz Dariusz Sas
Łukasz Dariusz Sas z Poganic w woj. pomorskim zaginął 30 marca 1999 roku. Miał wtedy 15 lat. Ostatnie jego miejsce pobytu-Śliwin.
Łukasz miał bardzo trudną sytuację w domu, jego ojciec znęcał się nad rodziną. Molestował jego siostrę. Chłopiec często uciekał z domu, nie chodził do szkoły. W związku z tym został umieszczony w Pogotowiu Opiekuńczym, a potem w Zakładzie Wychowawczym w Śliwinie, z którego chłopiec uciekł. Od tego czasu nikt nie wie, co się z nim dzieje.
Tego samego lub następnego dnia w Śliwinie zaginął 14-letni wówczas Andrzej Paweł Ziemniak. Zbieg okoliczności? Czy te sprawy są powiązane ze sobą? Chłopak miał 170 cm wzrostu, ciemne włosy, brązowe oczy. Znakiem szczególnym są blizny na brzuchu.
Tajemnicze zaginiecie
Ośrodek Wychowawczy
Do Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego Andrzej Ziemniak trafił kilka tygodni wcześniej. A w lutym Łukasz Sas już tam był. Chłopcy nie znali się wcześniej. Andrzej w MOW-ie znalazł się przez drobne kradzieże, Łukasz z powodu wagarów.
Nie można powiedzieć, że chłopcy się przyjaźnili, ponieważ znali się bardzo krótko. Jednak obaj zniknęli około 31 marca 1999 roku. Wychowawcy z ośrodka mówili, że chłopcy razem uciekli. 14-letni Andrzej i o rok starszy Łukasz mieli nawet dostać się do Szwecji, na pontonie, lecz w taką wersję nie wierzą rodziny zaginionych.
Matka Andrzeja o zaginięciu syna dowiedziała się, gdy zadzwoniła do ośrodka. A matka Łukasza dostała pismo dopiero osiem tygodni później, kiedy 15-latka skreślono z listy wychowanków ośrodka z powodu nieobecności. Dlaczego wychowawcy ośrodka podeszli to tych zaginięć lekceważąco?
Obaj chłopcy cały czas widnieją jako osoby zaginione. Przez lata policjanci sprawdzali, czy Andrzej lub Łukasz po osiągnięciu pełnoletności nie wyrobili dowodów osobistych, lub nie założyli kont bankowych. Żadna z tych rzeczy jednak się nie wydarzyła. Ślad po nich zaginął.
Matka Andrzeja od lat próbuje rozwiązać zagadkę zniknięcia syna, w ucieczkę z ośrodka nie wierzy.
Kości i sweter Andrzeja
W 2019 roku Wiesława Ziemniak wraz ze Stowarzyszeniem “Przystań Nadzieja” przeszukała teren ośrodka w Rewalu, w ziemi znaleziono kości. Po czterech miesiącach okazało się, że to szczątki zwierzęce.
W czerwcu 2020 roku za zgodą ówczesnego dyrektora MOW-u znów został przekopany ten obszar. Tym razem poza kośćmi znaleziono granatowy sweter z biało-czerwoną obwódką wokół pasa, kołnierza i na mankietach. Istotne w tej sprawie jest to, że sweter rozpoznała matka Andrzeja. Jej zdaniem taki sam miał na jednym z rodzinnych zdjęć. Nieco dalej odkryto kolejne szczątki i fragmenty odzieży, spodnie od piżamy. W sumie znaleziono 21 kości. Jak mówił wówczas prezes Stowarzyszenia “Przystań Nadzieja”, według ich nieoficjalnych informacji były to ludzkie szczątki.
Nadal nic
Hipotez dotyczących zniknięcia Andrzeja i Łukasza jest kilka. Tę o ucieczce wykluczają bliscy. Inna zakłada, że nastoletni wówczas chłopcy utonęli na pobliskich bagnach, a ich ciał nigdy nie odnaleziono. Mówi się także o grupie przestępczej, która w tamtych czasach miała porywać dzieci w celach pedofilskich.
O tajemniczym samochodzie, który pojawiał się w tym czasie pod MOW-em w Rewalu, mówił nawet w zeszłym roku jego ówczesny dyrektor, Marek Kasprzak. – Faktycznie, przyjeżdżał jakiś samochód i wychowawcy to zauważyli. Wychowankowie nie byli wypuszczani w tym okresie i temat sam umarł śmiercią naturalną. Czy ten proceder był i na jaką skalę, nikt na te pytania nie chce odpowiadać – mówił dziennikarzowi programu “Uwaga” Kasprzak.