Historia brutalnego morderstwa we Wrocławiu do dziś wzbudza oburzenie w mieszkańcach. Nie mogą uwierzyć, jak młodej, grzecznej i ambitnej dziewczynie mogło przydarzyć się coś tak okropnego… Dorota J. była 21-letnią studentką.
Postanowiła podjąć pracę, by zacząć zarabiać na swoje utrzymanie i czesne. Nie chciała utrudniać życia rodzicom, dlatego zatrudniła się w jednym z wrocławskich barów, gdzie dorabiała praktycznie codziennie. Później okazało się, że to miejsce przyczyniło się do jej nieszczęścia. Tam poznała jednego z trzech swoich oprawców.
Ostatnie wyjście na dyskotekę
Młoda dziewczyna, która studiowała na pierwszym roku w Wyższej Szkole Zarządzania i Marketingu dopiero zaczynała zawodową karierę. Marzyła o ciekawej pracy i poznawaniu interesujących ludzi. Dorota J. była lubiana i chętnie też wychodziła bawić się wieczorami.
15 marca 2001 roku wybrała się do Radio Baru – lokalu, który miał dobrą opinię wśród tamtejszych studentów.
Wieczór mijał w rytmie muzyki, nie obyło się też bez alkoholu, jednak z umiarem. Tradycyjny, czwartkowy wieczór. Z tą różnicą, że po północy do baru weszło trzech mężczyzn, wyraźnie szukający „okazji” wśród zebranych tam kobiet. Jeden z nich to Mariusz N. Dobrze znany we wrocławskim świadku przestępczym. Mężczyzna trudnił się sutenerstwem. Obiecywał kobietom świetną pracę w Niemczech, a później zmuszał je do prostytucji. Nieświadoma niczego Dorota J., znała już Mariusza z pracy.
Znajomi powiedzą później, że sama przysiadła się do swojego mordercy. Nic nadzwyczajnego. Często przychodził do Metro-Baru, gdzie pracowała codziennie, jako barmanka. Był przystojny, grzeczny, niczego nie oczekiwał. Być może trochę zawrócił jej w głowie. Wraz z Mariuszem N., do klubu przyszli też Dorian R. i Marcin P. Obydwaj to „wspólnicy” Mariusza, wyjątkowo okrutnie traktujący kobiety zwyrodnialcy. Ci również podrywali młodą studentkę. Przez całą noc cała czwórka bawiła się z pozostałymi znajomymi dziewczyny. Wtedy przyszedł czas rozstania. Znajomi poszli swoją drogą, a Dorota J. wyszła z klubu ostatnia. Dla trójki przestępców, była to nie lada okazja na „zarobek” i kolejne godziny „dobrej zabawy”.
Ślad po niej zaginął
Trzech mężczyzn zaproponowało, że podrzuci Dorotę do domu. Na zegarku była około czwarta nad ranem, a więc powrót do akademika, gdzie mieszkała dziewczyna nie należał do najłatwiejszych. Naiwnie skorzystała, więc z propozycji towarzyszy. Niestety, zamiast do domu studenckiego, Dorian R. i pozostali zaczęli kierować auto w inną stronę.
Marcin P. zeznawał później, że Dorota J. nie stawiała wielkiego oporu. „Była bierna, mało mówiła”. Gdy dojechali, zaczął się koszmar. Jak wynika z ustaleń śledczych, ofiara była wiele razy brutalnie gwałcona. Sekcja zwłok wykazała rany w wielu miejscach na ciele i złamania na twarzoczaszce, co potwierdziło tezę, że mężczyźni brutalnie bili Dorotę podczas gwałtów. Jakby tego było mało, zwyrodnialcy cięli kobietę kawałkami szkła.
Studentka starała się dzielnie walczyć. Raz była blisko ucieczki. Jak wynika z zeznań Marcina P., w pewnym momencie wyrwała się oprawcom i wyskoczyła przez okno. Młoda dziewczyna nie miała jednak żadnych szans. Była osłabiona, naga, a na dworze panował siarczysty mróz. Niestety, umięśnieni sutenerzy byli szybsi i złapali swoja ofiarę. Postanowili, że wymierzą jej karę. Przypalali Dorotę papierosem, nacinali nożem kolejne kawałki ciała.
Dziewczyna była zmasakrowana, choć jeszcze żyła. Trzech oprawców zdało sobie sprawę, że nikt nie będzie chciał korzystać z jej „usług” w domu publicznym. Postanowili, że ją zabiją. Brutalnego podsumowania swoich czynów dokonali nożem, który kilkukrotnie wbijał się w szyję kobiety i jej klatkę piersiową. Najpewniej, umierając, bardzo cierpiała. Po wszystkim ciało zostało wrzucone do stawu. Jeszcze następnego dnia mężczyźni zajęli się całkowitym usuwaniem śladów, ze zrywaniem tapet i czyszczeniem ścian chlorem włącznie. Ogarnął ich strach. Dorian R., Mariusz N. i Marcin P. uciekli do Niemiec.
Poszukiwania trwały tydzień
Dorota przestała kontaktować się z rodziną. Rozmawiała z nimi prawie codziennie, a tu ślad po niej zaginął. Rozpoczęły się poszukiwania i przesłuchania. Policjanci dość szybko zdali sobie sprawę, że mają do czynienia z brutalnym morderstwem. Ciało Doroty znaleziono po tygodniu.
23 marca 2001 roku z jeziora w Leśnicy wyłowiono zwłoki 21-letniej studentki. Ciało dziewczyny przypadkowo znalazł przechodzący pracownik budowlany.
Sprawcy
Odnalezienie sprawców zajęło śledczym więcej czasu. Doriana R. złapano dokładnie 13 maja 2002 roku, czyli ponad rok po zbrodni. Następnie polsko-niemiecka grupa poszukiwawcza dotarła do Marcina P. i Mariusza N. – ich zatrzymanie przeprowadzono 26 czerwca 2003 roku. Bardzo możliwe, że przez ten czas, cała trójka dokonała jeszcze wielu bezprawnych i okrutnych czynów.
Ekstradycja nie trwała długo. Dowody wskazujące na winę oskarżonych były jednoznaczne.
Znajomi Doroty od razu skojarzyli, z kim wróciła z imprezy. Nie mieli wątpliwości, wskazując na znane policji twarze. Mariusz N. do Polski już nie dotarł. Powiesił się w celi za naszą zachodnią granicą. Pozostała dwójka, choć miała dopiero po 29 lat, wiele razy była zamykana przez funkcjonariuszy. Policjanci wiedzieli, czym się zajmują, mieli na głowie wiele dochodzeń prokuratorskich. Pojawiała się jednak myśl – jak to się stało, że tacy zwyrodnialcy chodzili wolni. Społeczność we Wrocławiu długo nie potrafiła odpowiedzieć sobie na to trudne pytanie.
Już wcześniej ciążył na nich poważny zarzut. Według prokuratury, Dorian R. wraz ze wspólnikami przerzucał prostytutki do Niemiec i zarabiał na ich nierządzie. Śledczy nie przypuszczali jednak, że są oni zdolni do takich czynów. To duży błąd, bo wcześniejsze odizolowanie osób pokroju Doriana R. mogło ocalić wiele ludzkich istnień.
Pierwszy przyznał się Marcin
W czasie śledztwa okazało się, że mężczyźni dobrze posprzątali ślady po sobie. Ciężko było ich skazać tylko na podstawie zeznań świadków. Funkcjonariusze przycisnęli podejrzanych. Dorian R. to twarda sztuka, na przesłuchaniach tylko się śmiał. Mariusz N. rozsypał się psychicznie i podjął decyzję o samobójstwie jeszcze w Niemczech. Zupełnie inną linię przyjął Marcin P. To on poszedł na współpracę z policjantami. Opowiedział funkcjonariuszom o zbrodni. W zeznaniach stwierdził, że na początku nie mieli oni zamiaru zabić Doroty. Założeniem mężczyzn był gwałt i wywóz ofiary do Niemiec. Według P., najbrutalniejszy był Dorian R. To on miał zadać decydujące ciosy. R. był bezwzględny nie tylko podczas morderstwa. Także w czasie procesu nie okazał skruchy, a wręcz wyśmiewał rodziców ofiary. Szydził z łez, śmiał się podczas zeznań.
Proces był trudny dla rodziny
Jak opisują media, który były na procesie – dwóch oskarżonych pewnie weszło na salę rozpraw. To nic nadzwyczajnego, bo w podobnej sytuacji byli już wielokrotnie. Różnicę stanowiło ich podejście do zbrodni. P. okazał skruchę, przeprosił rodziców ofiary. Nie zakłamywał rzeczywistości, podtrzymywał również swoje pierwotne zeznania. Co innego R.
Dorian R. przysłuchiwał się zeznaniom Haliny J., matki Doroty. Kobieta łkała na sali rozpraw, pokazując zdjęcia córki i jej trumnę. R. nie mógł opanować śmiechu. Udowadniał tylko, że jest groźnym dla społeczeństwa psychopatą. Kompletnie nie chciał współpracować z policją i prokuraturą. Również w sądzie stwierdził, że nie ma nic do dodania. Nie było go tam, nic nie wie, nic nie pamięta. Wyglądał tak, jakby był dumny ze swoich brutalnych i bezwzględnych czynów.
Co ciekawe, Dorian R., dzień po zbrodni, pojechał do Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego, żeby zdawać egzamin na prawo jazdy. Ten zdemoralizowany człowiek nie wykazywał żadnych nerwów. Pewnie zdał egzamin. Dla Doriana R., ofiara była tylko kolejną „dziwką”, której chciał zabrać paszport, by nie mogła uciec do Polski. A, że nie była tak słaba jak pozostałe i walczyła, to została ukarana śmiercią. Dla niego sytuacja była prosta. Na szczęście, dla sądu również.
Sędzia nie szczędził oskarżonych
Sąd Okręgowy we Wrocławiu rok rozpatrywał sprawę, która była jednoznaczna. Ostatecznie, 14 września 2004 roku wydając wyrok, sędzia nie miał żadnych wątpliwości. Można powiedzieć, że sięgnął po najwyższy wymiar kary. Jedyne okoliczności łagodzące zostały zastosowane wobec Marcina P. W opinii sądu, mężczyzna przyznał się do winy, wykazał skruchę i zdecydował się iść na współpracę. Być może uda się go uratować. Otrzymał karę łączną 25 lat pozbawienia wolności. O warunkowe zwolnienie będzie mógł się ubiegać w 2024 roku, czyli po 20 latach odsiadki.
A Dorian R.? Zostanie odizolowany na zawsze. Sąd stwierdził, że mężczyzna ma skłonności psychopatyczne, jest niezwykle brutalny i niebezpieczny. Jego przebywanie na wolności groziłoby zachwianiem spokoju i ładu społecznego. Według sądu, Dorian R. będzie mógł wyjść za kratki dopiero w 2039 roku, czyli po 35 latach kary. Czy ma na to szanse? Patrząc na jego zachowanie z rozprawy – raczej nie. Mieszkańcy Wrocławia mają nadzieję, że Dorian R., zgodnie z wyrokiem, zostanie w więzieniu na zawsze. W więzieniu stworzył nawet listę śmierci. To 10 osób, które miał zabić po wyjściu zza krat.
Warto wspomnieć, że obydwaj mężczyźni wnieśli później – odrzucone – apelacje. Prokuratura działała dalej przy sprawach Doriana R. Okazało się, że mężczyzna kierował zorganizowaną grupą przestępczą o charakterze zbrojnym, której celem było czerpanie zysku na nierządzie. Po zabójstwie Doroty, kolejni świadkowie zgłaszali, że chcą zeznawać przeciwko mężczyźnie.
Społeczne nastroje po morderstwie bardzo się zradykalizowały. Niektórzy domagali się, żeby Dorian R. wyszedł z więzienia, chcąc dokonać na nim brutalnego samosądu. Ludzie chcieli kary śmierci, dla sprawców tego niezwykle obrzydliwego czynu. Wrocław bardzo długo nie mógł podnieść się, po jednej z najgłośniejszych zbrodni z początku XXI wieku.