Sprawa, którą dzisiaj przedstawię, pozostaje nierozwiązana od prawie 16 lat. Tyczy się ona poszukiwań zaginionej mieszkanki Gliwic – Małgorzaty Gillner.
W dniu zaginięcia, tj. 16 listopada 2004 roku, bohaterka tej historii miała 42 lata.
Była stanu wolnego i pracowała jako nauczycielka w przedszkolu nr 29 w Gliwicach mieszczącym się na osiedlu Sikornik.
Pani Małgorzata mieszkała wraz z rodzicami na obrzeżach Gliwic przy ulicy Tokarskiej, mimo że posiadała własne mieszkanie w centrum miasta.
W ostatnich kilku tygodniach przed swoim zniknięciem, Małgorzata zamieszkała w domu swojej ciotki przy ulicy Architektów. Wujek Małgorzaty przebywał wówczas w szpitalu z racji postępującej choroby nowotworowej. Małgorzata wspomagała swoją krewną w codziennym funkcjonowaniu i domowych obowiązkach.
Przebieg zdążenia
W dniu kiedy zaginęła, Kobieta opuściła dom ciotki około godziny 5 rano. Wedle relacji starszej Pani, miała ona po pracy odwiedzić wujka w szpitalu. Wiadomo, że Małgorzata do pracy nie dotarła. Nie odwiedziła też wujka w szpitalu, mimo że wcześniej sygnalizowała taki zamiar. Małgorzata do swojego miejsca pracy dojeżdżała autobusem linii 624, a następnie przesiadała się na autobus linii 186.
Ustalono, że tego dnia Małgorzata wsiadła do autobusu 624 i wysiadła przy skrzyżowaniu ulic Styczyńskiego i Kościuszki.
Nie udało się ustalić, czy wsiadła do autobusu numer 186, który dowiózłby ją do przedszkola, w którym pracowała. Osoby, które tego dnia podróżowały wraz z zaginioną linią 624 zeznawały, że sprawiała wrażenie zagubionej, poruszonej, komentowała swoje zachowanie, nawiązywała kontakt ze współpasażerami. Istnieje przypuszczenie, że u Małgorzaty mógł nastąpić nawrót depresji i stąd właśnie takie zachowanie.
Około rok przed zniknięciem Małgorzata przerwała leczenie depresyjne. Bratowa zaginionej wspominała również, że na krótko przed zaginięciem, odwiedziła ona Małgorzatę pewnej niedzieli w jej mieszkaniu, ponieważ od dłuższego czasu nikt nie odbierał tam telefonu.
Depresja
Bratowa po dotarciu na miejsce zastała zasłonięte okna i Małgorzatę w piżamie, zapłakaną. Dodatkowo, rodzina zaobserwowała u Małgorzaty samooskarżające się myśli, w których obwiniała się za chorobę wujka. Czy u Małgorzaty rzeczywiście nasiliły się objawy depresji i to skutkowało jej późniejszym zaginięciem?
Jest to tylko hipoteza, w żaden sposób nie potwierdzona.
Istotny w tej sprawie jest fakt, że na krótko przed opisywanymi zdarzeniami, Małgorzata złożyła u dyrekcji placówki, w której była zatrudniona, podanie o zwolnienie z pracy. Dyrektor przedszkola nie przyjęła jednak tego wypowiedzenia, prosząc swoją pracownicę o ponowne przemyślenie swojej decyzji.
Małgorzata prośbę o zwolnienie motywowała zmęczeniem psychicznym i brakiem satysfakcji z dotychczas wykonywanej pracy. Ponoć Małgorzata miała w planach podjęcie pracy chałupniczej, ale nie jest wiadome jakiego dokładnie rodzaju.
Śledztwo
W trakcie prowadzonego śledztwa policja ustaliła, że na koncie bankowym Małgorzaty nie wykonywano żadnych operacji od czasu jej zniknięcia. Co ciekawe, nie udało się odnaleźć paszportu zaginionej. Sugeruje to, że być może planowała wyjazd za granicę i rozpoczęcie życia na nowo w odległym zakątku świata, z dala od rodziny i dotychczasowego środowiska.
Ten scenariusz uprawdopodabnia zeznanie fryzjerki, która stwierdziła, że Pani Małgorzata wypytywała ją czy ze zmienioną fryzurą będzie w stanie przekroczyć granicę.
Kolejna istotna informacja w tej sprawie pojawiła się po dwóch latach od zaginięcia Małgosi. Na policję zgłosiła się kobieta twierdząc, że feralnego 16 listopada 2004 roku widziała ona Małgorzatę na dworcu PKP w Gliwicach około godziny 10. Małgorzata rozpoznała świadka i z oddali wymieniła z nią grzecznościowe ukłony.
Nieznajomy nikomu mężczyzna
Wedle zeznań kobiety, na dworcu Małgorzata miała znajdować się w towarzystwie mężczyzny w wieku około 40 lat z bujnymi, kręconymi włosami. Rodzina zaginionej nie była w stanie nic powiedzieć na temat tajemniczego kompana Małgorzaty.
Nie utrzymywała ona głębszych kontaktów towarzyskich, była typem introwertyczki i nigdy nie przedstawiła bliskim żadnego mężczyzny, z którym byłaby związana.
Portret towarzysza Małgorzaty był pokazywany kilkukrotnie w ogólnopolskich mediach, ale jak dotąd nie udało się dotrzeć do tego człowieka ani też ustalić jego personaliów.
Po publikacjach w mediach do policji spływały informacje, że Małgorzata była widziana na terenie Polski m.in. w Poznaniu, Grudziądzu czy Szklarskiej Porębie. Te tropy nie potwierdziły się.
Po jednym z programów telewizyjnych, gdzie przedstawiono okoliczności zniknięcia Małgosi, do ojca zaginionej zadzwonił tajemniczy mężczyzna twierdząc, że ma informacje na temat jego córki. Na spotkanie z informatorem udał się jeden z synów Pana Gillnera, ale nikt nie pojawił się w umówionym miejscu.
Ciagle czekanie ..
Jeżeli żyje, Małgorzata Gillner ma dzisiaj 58 lat. Jej los od wielu lat pozostaje nieznany, ale rodzina ciągle wierzy, że ich córce i siostrze nie przytrafiło się nic złego i że oddaliła się z własnej woli. Krewni zaginionej wciąż mają nadzieję, że któregoś dnia nawiąże z nimi kontakt i da znać, że jest cała i zdrowa. Prosimy o jak najszersze udostępnienie tego postu, zarówno na terenie
Polski jak i za granicą. Osoby posiadające informacje na temat losów lub aktualnego miejsca pobytu Małgorzaty Gillner prosimy o przekazywanie swojej wiedzy na policję lub bezpośrednio do redakcji Zaginieni Przed Laty drogą mailową lub w wiadomości prywatnej.
Opracowala -Klaudia- ZPL
Takie zachowanie jak to w autobusie nie wskazuje na depresję a bardziej na schizofrenie albo chad. Myślę że kobieta gdzieś zyje w jakimś marginesie albo wśród bezdomnych.