Jest 31 października 2002 r. Chojniczanie żyją już nadchodzącym dniem Wszystkich Świętych.
Po 18:00 na ulicach jest już ciemno. Małgosia właśnie wtedy skończyła pracę w “Goplanie”.
– Idziesz z nami na różaniec? – pytają koleżanki ze sklepu.
Nie, Małgorzata spieszy się do domu, ma autobus do Chojnic ok. 18:30. Okazuje się, że nim nie pojechała. Nie wiadomo dlaczego zdecydowała się na pieszą wędrówkę.
Małgosia miała 19 lat, była smukłą blondynką. Miała sporo znajomych. Lubiła spędzać czas w internecie, często odwiedzała kawiarenki internetowe. Koleżanki wspominają ją jako pogodną, wesołą dziewczynę.
– Zawsze uśmiechnięta i bardzo uprzejma – mówią klientki robiący sklepu, w którym pracowała Gosia.
Małgosia nie wróciła na noc do domu. Zaniepokojony ojciec początkowo zaczął szukać jej sam. Policję powiadomił następnego dnia rano.
1 listopada
Komendant Janusz Gierszewski szykował się właśnie do odwiedzin grobu swojego ojca, kiedy zadzwonił telefon.
– Mamy trupa i ciężko rannego w hurtowni na Składowej.
Komendant zmienił plany i udał się na miejsce zbrodni. Okazało się, że to ciało młodej dziewczyny. Ofiarą była Małgosia.
Pierwsza wersja – motyw zazdrosnego adoratora – szybko została wykluczona. Choć policjanci przyznają, że Małgosia miała duże grono znajomych. Nie można więc było wykluczyć i tego, że ktoś się w niej tragicznie podkochiwał, mimo że miała chłopaka w wojsku. Spośród podejrzanych trzeba było wykreślić stróża, który z poważnymi ranami od noża został przewieziony do szpitala.
Policja dysponowała niedokładnym opisem wyglądu mężczyzny, który gonił Małgorzatę i ciężko zranił stróża.
Śledczy wiedzieli też, że dziewczyna wbrew jej woli, była przetrzymywana “w ciemnym domku na Grunowie”.
Gdy uciekała, nie udało się jej nawet zdjąć taśmy klejącej z twarzy. Znaleziono ją w cudzej kurtce. Rysopis mordercy, zdjęcie kurtki i fotografia Małgorzaty trafiły do gazet. Rozpoczęło się gorączkowe poszukiwanie sprawcy.
Przełom
Przeczesano teren, niestety nie znaleziono nic, co pomogłoby w tej sprawie. Do nocy trwały przesłuchania, rozmowy i zbieranie danych. 5 listopada 2002 roku nastąpił przełom.
– Jedna z informacji rzuciła nowe światło na Norberta G. – zagadkowo mówią policjanci. Przeszukanie miejsca zamieszkania podejrzanego potwierdziło nasze domysły – faktycznie w jednym z domków na Grunowie ostatnią noc w życiu spędziła Małgorzata G.
Policjanci dokładnie przyglądają się Norbertowi G, znajdują dowody na to, że nie po raz pierwszy popełnił przestępstwo.
W Chojnicach od początku roku doszło do sześciu napadów, na młode kobiety, często ekspedientki. Sprawca tych ataków był nieuchwytny. Zawsze chodziło o pieniądze, o nic więcej. Żadna z kobiet nie ucierpiała. Dlaczego więc zginęła Małgorzata K.?
Wszystko wskazuje na to, że dziewczyna miała pecha, bo rozpoznała Norberta G. Nie wiadomo, gdzie się spotkali. Może na jakiejś zabawie, może w dyskotece. Musiał coś zrobić, bo zaczęła krzyczeć. Ktoś twierdził, że słyszał te krzyki, ale pomyślał, że to zabawy młodych osób. Norbert G. chciał ją nastraszyć, zmusił dziewczynę do pójścia z nim do domu. Rozpoznanie Norberta G przez Gosię pokrzyżowało mężczyźnie plany, a szybki napad zamienił się w zabójstwo.
Podtekst seksualny?
Policjanci kręcą głowami. To niepojęte, żeby bandzior ciągał ofiarę napadu do swojego domu tylko po to, by ją nastraszyć.
– Może mu się spodobała, może jednak doszło do czegoś więcej – domyślają się. Nadal nie ma ekspertyz specjalistów z laboratorium kryminalistycznego w Gdańsku. Chojniccy stróże prawa spodziewają się, że przyniosą one odpowiedź na wiele wątpliwości.
Prawdopodobnie sprawca bał się wypuścić Małgosię, nie chciał żeby wyszło na jaw w jaki sposób zdobywa pieniądze. W końcu napadami zajmował się już od kilku miesięcy, mężczyzna nie miał żadnego innego źródła utrzymania. Ten sposób – napadanie na sklepy i inne placówki – dawał szybką kasę. Norbert G. snuł plany na przyszłość, miał dziewczynę. Do napadów starannie się przygotowywał, miał czapki lub kominiarki, atrapy pistoletów i ostre narzędzia. Przed każdym skokiem zmieniał wygląd, doklejał wąsy lub zakładał okulary. Wszystko po to, aby nikt go nie rozpoznał.
– Skubany – klną policjanci. – Za każdym razem wyglądał inaczej. Tym nas zmylił. Podejrzany o morderstwo to przystojny mężczyzna, na pierwszy rzut oka żaden kryminalista. Nie taki laluś jak Robert C., co zabił dziewczyny z Czerska – mówią na policji. – Emocje też u niego inne, przeżywa na swój sposób to, co się stało.
Gdyby 31 października natknął się na inną kobietę, być może straciłaby tylko pieniądze.
W kajdankach
Stróż dostał trzy ciosy nożem, takie, aby zabić. Miał pecha, bo zamiast zabarykadować się z Małgorzatą K. w portierni, szukał numeru telefonu na policję. Małgosia błagała go, by tego nie robił, czuła, że nie było na to czasu. Stróż pracował właśnie w zastępstwie za żonę, a tu taki szok.
Małgorzata nie miała szans. Dostała trzynaście ciosów nożem, szybki przyjazd karetki nie uratował jej życia. Było na to za późno.
Norbert G. jeszcze tylko kilka dni cieszył się wolnością. Ukrywał się przed policją, nie zdążył zatrzeć śladów. Na ostatnią noc przed aresztowaniem trafił do znajomego. Przebywał w mieszkaniu przy ul. Piłsudskiego, niedaleko komisariatu policji. Funkcjonariusze dostali informacje, szybko pojawili się w mieszkaniu. Norbert G. jak gdyby nigdy nic oglądał telewizję. Mężczyzna nie stawiał oporu.
Mężczyzna został skazany na dożywocie. Policja przygotowuje materiał dla prokuratury, poświadczający udział Norberta G. w innych napadach w mieście. – Na pewno jest trochę bezpieczniej, od kiedy znalazł się za kratkami – mówi komendant Janusz Gierszewski.
8 listopada na cmentarzu parafialnym pochowano Małgorzatę K. W białej sukience i w białej trumnie. Żegnali ją bliscy, przyjaciele i znajomi.
– Cholera, mogła żyć – komentują chojniczanie. – Gdyby się to wszystko potoczyło trochę inaczej.