Ponad 28 lat temu w Koninie (woj. wielkopolskie) doszło do wydarzenia, które na zawsze zmieniło życie jednej rodziny i wstrząsnęło całą lokalną społecznością. 10-letni Olek Ruminkiewicz, chłopiec pełen radości i życia, zaginął w styczniu 1996 roku. To, co początkowo wydawało się być zwykłym zniknięciem dziecka, szybko przerodziło się w dramatyczną walkę o jego życie. Niestety, mimo ogromnych wysiłków rodziców i lokalnej społeczności, chłopiec już wtedy nie żył. Za jego porwaniem i śmiercią stał ktoś, kto był blisko rodziny i wzbudzał jej pełne zaufanie – znajomy, który z czasem okazał się bezlitosnym mordercą.
Zaginięcie, które rozpoczęło tragedię
Był 22 stycznia 1996 roku, kiedy Olek, jak zwykle po szkole, udał się do ulubionego salonu gier komputerowych. Niestety, tego dnia nie wrócił już do domu. Jego wielogodzinna nieobecność wzbudziła niepokój rodziców, którzy wieczorem zgłosili zaginięcie na policję. Natychmiast rozpoczęły się poszukiwania – w mieście rozwieszono plakaty ze zdjęciem chłopca, a rodzina i znajomi próbowali odnaleźć jakiekolwiek ślady.
Dwa dni po zaginięciu do rodziców chłopca zadzwonił porywacz. W rozmowie poinformował ich o pozostawionej przesyłce w kaplicy. W środku znajdowało się żądanie okupu w wysokości 100 tys. złotych oraz ostrzeżenie, by nie kontaktowali się z policją. Rodzina, zrozpaczona i zdeterminowana, rozpoczęła zbiórkę pieniędzy. Dzięki pomocy bliskich i znajomych udało się zgromadzić wymaganą kwotę. Paczkę z pieniędzmi, zgodnie z instrukcją, zostawiono na przystanku PKS we wsi Białobłoty.
Szokujące odkrycie – porywaczem był znajomy rodziny
Rodzice liczyli, że po przekazaniu pieniędzy ich syn bezpiecznie wróci do domu. Jednak tak się nie stało. Do akcji wkroczyła policja, która zaczęła obserwować przystanek, gdzie zostawiono okup. Ku zaskoczeniu rodziny, przesyłkę z pieniędzmi odebrał Krzysztof F. – bliski znajomy rodziny. Mężczyzna ten, znany rodzicom Olka, aktywnie uczestniczył w organizowaniu zbiórki na okup i deklarował swoją pomoc w całej sprawie.
Początkowo Krzysztof F. tłumaczył, że zabrał pieniądze, ponieważ uznał przystanek PKS za nieodpowiednie miejsce na ich pozostawienie. Twierdził również, że nie miał związku z zaginięciem chłopca i chciał jedynie wykorzystać sytuację, by spłacić swoje długi. Policja nie dała jednak wiary jego słowom.
Przerażająca prawda – śmierć chłopca
Podczas śledztwa prokuratura w Poznaniu dokładnie zbadała samochód Krzysztofa F. Znalezione dowody, w tym ślady biologiczne, pozwoliły ustalić, że to właśnie on był odpowiedzialny za porwanie i zabójstwo 10-letniego Olka. Mężczyzna ostatecznie przyznał się do zbrodni.

Jak się okazało, chłopiec został zamordowany już pierwszego dnia po porwaniu. Krzysztof F. udusił Olka kablem od magnetowidu, a jego ciało wrzucił do studni. Motywem zbrodni były hazardowe długi mężczyzny.
„On przecież przychodził do mnie do domu! Gościłem go kawą. Razem z moim synem graliśmy w ping-ponga. Mnie doradzał, gdzie lokować pieniądze” – mówił w wywiadzie ojciec Olka, Wojciech Ruminkiewicz.
I
Wyrok, który nie ukoił bólu
Krzysztof F. został skazany na 25 lat więzienia. W trakcie odbywania kary nie składał wniosków o przedterminowe zwolnienie. Po odbyciu pełnego wyroku wyszedł na wolność. Sąd zasądził również zadośćuczynienie dla ojca Olka w wysokości 100 tys. złotych, które z odsetkami wzrosło do 400 tys. złotych.
„Spłacił jakieś 3 tysiące. Resztę będzie ściągał komornik, choć nie ma z czego, bo majątek wspólny zabrała jego była żona, a majątek po rodzicach dostał jego brat” – wyznał pan Wojciech w rozmowie z mediami.
Co gorsza, zabójca nigdy nie przeprosił rodziny za swoją zbrodnię.
Życie po tragedii
Ojciec Olka, mimo ogromnej traumy, postanowił przekuć swoją stratę w coś, co może pomóc innym. Założył Ogólnopolskie Stowarzyszenie Rodzin Zamordowanych Dzieci, w ramach którego wspiera rodziny, które również doświadczyły podobnej tragedii. Organizuje także turnieje piłki nożnej imienia Olka Ruminkiewicza, by upamiętnić swojego syna.
„Chciałbym przeznaczyć odszkodowanie na cele charytatywne, na wsparcie dla innych rodziców, którzy przeżyli coś podobnego” – mówi pan Wojciech.
Historia Olka Ruminkiewicza na zawsze pozostanie w pamięci mieszkańców Konina. To tragiczne wydarzenie przypomina o tym, jak wielkim złem jest zdrada zaufania i jak ważna jest walka o sprawiedliwość, nawet w obliczu niewyobrażalnej straty.