W środę, 23 stycznia 1924 roku, już prawie zmierzchało. Przed gośćmi ogrodu botanicznego w Melbourne była ostatnia godzina odpoczynku na łonie natury. Pośród wymyślnych roślin relaksowały się całe rodziny, bawiły dzieci…
Ogród Botaniczny w Melbourne współcześnie / źródło: thrillophilia.com
Na jednym z najbardziej wysuniętych na wschód trawników, 39-letnia Eugenie Strohhaker siedziała na parkowej ławeczce i robiła na drutach. Jej troje dzieci – w wieku ośmiu i pięciu lat oraz 11 miesięcy, chlapało się dla zabawy wodą.
Kilka metrów dalej przyjaciółka Eugenie, 42-letnia Marie Parry, oparła się o małe drzewo, w pobliżu swojej 11-miesięcznej adoptowanej córki.
Na tym samym trawniku, nieco dalej, 37-letni John Moxham, jego żona Maud i ich dwoje dzieci zbierali się do domu po kolacji piknikowej.
Pięćdziesiąt metrów od rodziny Moxham, leżał wyciągnięty na trawie 75-letni Frederick McIlwaine, który właśnie wrócił do Australii po raz pierwszy od 20 lat. Siedząca na innej ławce, 47-letnia Miriam Podbury czytała książkę w dniu wolnym od pracy jako pokojówka.
Błogą ciszę rozerwał huk dwóch wystrzałów
Pierwsza kula trafiła panią Parry w szczękę, rykoszetem wbiła się w gardło, przebiła jedno płuco i utkwiła w plecach. Druga kula trafiła panią Strohhaker w szyję.
Dwóch policjantów po służbie usłyszało strzały i pomyśleli, że dozorca ogrodu strzela do kormoranów, które napadały na stawy w ogrodzie w poszukiwaniu ryb. Inni ludzie w okolicy wierzyli, że słyszeli odgłos uderzenia samochodu na pobliskiej ulicy Domain Road.
Tak też myślała pani Moxham. Potem zobaczyła mężczyznę z karabinem, jakieś sto metrów dalej, wyłaniającego się z trawnika, celującego w nią z pistoletu. Krzyknęła i schowała się za krzakiem. Kiedy to zrobiła, mężczyzna wycelował w Fredericka McIlwaine’a, 50 metrów bliżej miejsca, w którym stał.
Strzelił po raz trzeci. Uderzony w klatkę piersiową starszy mężczyzna opadł twarzą w trawę. Wtedy strzelec wycelował w Johna Moxhama, również leżącego na boku na trawniku. Pan Moxham zobaczył strzelca i obronnie uniósł rękę. Pierwsza kula strzaskała mu rękę. Próbując wstać, został postrzelony w plecy. Uciekając, strzelec zobaczył pannę Podbury i strzelił po raz ostatni, uderzając ją w gardło.
Słysząc strzały, główny ogrodnik, pan John, chwycił swoją strzelbę i pobiegł w kierunku końca ogrodów przy Anderson Street. On i inni świadkowie, w tym dwaj policjanci po służbie, natknęli się na przerażające sceny. Pani Strohhaker leżała martwa na trawie, wciąż mając druty i włóczkę w dłoni, a jej najstarsza córka płakała obok niej: „Czy jesteś chora, mamusiu?”. Kilka metrów dalej, jej przyjaciółka, pani Parry była nieprzytomna, krwawiła z rany na twarzy, ale żyła.
Panna Podbury leżała martwa na swoim miejscu, stopy nadal były skrzyżowane, oczy wpatrzone w przestrzeń, a książka obok niej leżała otwarta. Staruszek, Frederick McIlwaine również umarł natychmiast, a jego kapelusz i laska leżały obok niego na trawie. Pani Moxham i jej dzieci krzyczały na widok mocno krwawiącego pana Moxhama. „Zostałem postrzelony przez mężczyznę” – powiedział – „ale nie wiem, dlaczego do mnie strzelił”.
Dokąd uciekł napastnik?
Pomimo histerii, pani Moxham poinformowała policję o kierunku ucieczki strzelca. Inny świadek, student medycyny, również widział “obłąkanego mężczyznę z karabinem” zmierzającego w tę samą stronę. Główny ogrodnik, pan John i jeden z policjantów po służbie ruszyli w pościg, ale napotkali tylko głównego stróża nocnego, który również słyszał strzały i wezwał karetkę oraz policję.
Jeden ze świadków powiedział, że atakujący mężczyzna wspiął się na żelazne ogrodzenie zakończone drutem kolczastym, które otaczało zbiornik. Inny zaś powiedział, że wspiął się na kolejny płot otaczający ogrody i uciekł wzdłuż Anderson Street.
Od pierwszego do ostatniego strzału minęły cztery minuty, a strzelec pokonał czterysta metrów, zanim zniknął. Trzy osoby nie żyły, dwie ciężko ranne. Ofiary były sobie obce – dlatego też strzelec musiał być nieznany. Te nagłe, brutalne morderstwa były świadome i z zimną krwią, ale także przypadkowe.
W ciągu kwadransa od strzelaniny 200 policjantów zjechało na ogrody i okoliczne przedmieścia. Szukali godzinami. Każdy, kto choć trochę przypominał zbiega z okolicznych ulic i przedmieść, był zatrzymywany i przesłuchiwany. Nie znaleziono po nim śladu.
Ocalali Marie Parry i John Moxham zostali przewiezieni do szpitala, gdzie w środę wieczorem przeszli operacje ratunkowe. We wczesnych godzinach porannych, w czwartek, oboje pozostawali w stanie krytycznym.
Medialne poszukiwania
Specjalne wydania gazet w Melbourne ukazały się przed świtem. Ich strony zawierały opis strzelca, który został oparty na relacjach naocznych świadków. Policja szukała mężczyzny w wieku około 26 lat, wzrostu zaledwie pięciu stóp (152 cm), szczupłej budowy i ziemistej cery. Miał duży nos i drgające, duże usta, które w szczególny sposób otwierały się, odsłaniając liczne złote zęby.
„Tragedia ta prawdopodobnie nie ma sobie równych w historii Melbourne ze względu na jej chłodny horror i śmiertelną pewność celu maniaka” – rozpisywały się gazety.
O 6 rano po strzelaninie, policja znalazła karabin Marlin produkcji amerykańskiej w krzakach, w pobliżu zbiornika wodnego. Pistolet nadal był załadowany czterema nabojami, a kolejne znaleziono w pobliżu, w skrzynce z amunicją. Na miejscu zdarzenia odkryto brązowy papier i sznurek, używane do pakowania w sklepach. W pobliżu miejsca śmierci jednej z kobiet dokonano dalszych odkryć: zeszyty, dwie książki o motocyklach i butelkę oleju do karabinu.
Próby rekonstrukcji zdarzeń w prasie australijskiej
Starszy detektyw Piggott i jego ludzie wyruszyli na przesłuchanie miejskich rusznikarzy. Niedługo potem znaleźli jednego na Bourke Street, który dzień przed masakrą sprzedał karabin człowiekowi, który powiedział, że chce go użyć do polowania. Mężczyzna, który kupił broń, podpisał się jako „N. List”.
Człowiek o nazwisku Norman Albert List, urodzony 4 kwietnia 1893 w Melbourne, został zwolniony ze statku parowego Great City 20 września 1923 r. Poszukiwano tego nazwiska w miejskich urzędach i odnaleziono adres jego ojca, Charlesa Lista, który mieszkał na przedmieściach Richmond. Tego popołudnia trzech detektywów zebrało się w zadbanym domu.
Poszukiwanego nie było, a zamiast tego policja znalazła ojca Normana, Charlesa i jego siostry: Florence i Almę. Nie widzieli Normana od środy rano. Czytając o masakrze w Ogrodzie Botanicznym i opisie strzelca, zaczęli się martwić. Policja przeszukała jego pokój, znajdując francuskie i hiszpańskie słowniki, książki o matematyce i geometrii oraz Biblię. Odkryli strony z zeszytu ćwiczeń, takie jak te znalezione na miejscu zbrodni. Była też oprawka brzytwy, której brakowało. Policja znalazła również katalog sprzedaży karabinu takiego jak ten, który kupił Norman oraz odręczne notatki o amunicji.
Kim jest Norman List?
Podczas wywiadu z rodziną wyłonił się niepokojący obraz Normana Lista. Od najmłodszych lat uwielbiał czytać książki o podróżach i przygodach i bardzo chciał zobaczyć świat. Lubił też długie, bezładne spacery. W drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia 1911 roku, w wieku siedemnastu lat, Norman opuścił dom, wędrując z Melbourne do Newcastle w Nowej Południowej Walii – na odległość ponad sześciuset mil (prawie 1000 km) – i z tego portu odbył podróż na statku do Stanów Zjednoczonych.
Na drugim końcu świata przyjął styl życia włóczęgów, włócząc się po Ameryce i Meksyku. Kiedy Wielka Wojna osiągnęła apogeum, Norman udał się do Anglii, zaciągnął się do armii brytyjskiej i wypełnił swój obowiązek. Po zawieszeniu broni wrócił do Ameryki i pracował jako steward statku.
Norman wrócił do Melbourne zaledwie cztery miesiące temu, widząc swoją rodzinę po raz pierwszy od czternastu lat. Wkrótce jednak uciekł, włócząc się do Talangatta i do Warburton, gdzie pracował w tartaku. Niedawno pracował jako parobek w Laverton i wyjechał stamtąd dopiero dwa tygodnie temu, aby ponownie zamieszkać w rodzinnym domu w Richmond.
Powiedział, że mężczyźni, z którymi pracował w Laverton, plotkują o nim, jego ojcu i siostrach. To samo działo się w Ameryce. Myślał, że ludzie kontrolują jego umysł, kiedy spał, i że ktoś wysyłał wiadomości, aby zranić rodzinę. Norman narzekał, że jego wrogowie w Ameryce mają system radiowy, który lokalizuje go, gdziekolwiek się udaje.
Nikt z jego rodziny nie pomyślał o tym, by powiedzieć policji, że Norman zrobił sobie dwa tatuaże podczas swoich podróży. Na prawym ramieniu miał postać tańczącej dziewczyny, a na lewym tatuaż kangura. Ale policja również nie zapytała, czy ma jakieś znaki charakterystyczne. Wydano również poprawiony opis – Norman miał 5’6” wzrostu (170 cm) i zawierał informację, że mówi z wyraźnym amerykańskim akcentem.
Obłąkany z powodu “dużej ilości czytania”
25 stycznia gazety miały twarz, nazwisko, zdjęcie i życiorys. „Na tropie szalonego rewolwerowca” grzmiał w nagłówku The Herald. W gazetach szybko ogłoszono, że zbieg jest obłąkany z powodu „zbyt dużej ilości czytania”.
W szpitalu, kula, która trafiła panią Parry, została usunięta, a ona wracała do zdrowia. Ale rany pana Moxhama były bardziej skomplikowane, ponieważ nabój typu dum-dum wyrządził wiele szkód. W obecności żony i dzieci powiedział detektywom, co zapamiętał. Spoglądając na swoją zabandażowaną rękę, księgowy powiedział żałośnie: „Nie będę w stanie pisać. Żona i dzieciaki mają pecha”. Niestety zmarł z powodu odniesionych obrażeń dwa dni później, zwiększając liczbę ofiar śmiertelnych do czterech.
W ciągu następnych kilku dni Norman List był „widziany” wszędzie. W ciągu 24 godzin sierżant policji w Richmond sprawdził sześć fałszywych alarmów. Operator telefoniczny na komisariacie przy Russell Street był zajęty sygnałami od opinii publicznej. Jasnowidze zaoferowali pomoc, ale policja odmówiła. Napływały listy opisujące sny, które przepowiadały morderstwa i wskazywały, gdzie ukrywa się zabójca.
Chociaż wszędzie były obserwacje, tak naprawdę nikt nie widział Normana Lista. Wobec braku potwierdzonych tropów, śledczy zaczynali zmieniać tok myślenia. Może powinni szukać innego mężczyzny? Albo w ogóle nie szukać mężczyzny?
“Znasz ją?” – zapytał The Sun na pierwszej stronie obok zdjęcia Normana, które zostało przerobione tak, by wyglądał jak kobieta.
Najlepszy trop wyszedł od listonosza, który był pewien, że spotkał Lista, który rzeczywiście miał teraz brodę i wąsy, dwukrotnie w obozie w Kensington poza miastem. Powiedział, że mężczyzna ze złotym zębem, który mówił z amerykańskim lub hiszpańskim akcentem, pytał, kiedy łodzie opuszczają Melbourne do zachodniej Australii i Indii. Od masakry minęło dziewięć dni. Norman List okazał się przebiegłym i nieuchwytnym przeciwnikiem. Wciąż tam był, uzbrojony i niebezpieczny.
Zwłoki Normana
W piątek, 1 lutego 1924 roku, Charles Johnstone, sadownik mieszkający w Pakenham, był w buszu, zbierając paprocie, którymi karmił swoje ptactwo. Słysząc intensywny brzęczący dźwięk, pan Johnstone przepchnął się przez sięgające do ramion papugi w kierunku płytkiej wody.
„Na skraju strumienia zobaczyłem ciało mężczyzny” – wspominał. „Stopy i kostki były w wodzie. Ciało leżało na twarzy i wydaje mi się, że mężczyzna przewrócił się przez wodę, upadł ciężko i złamał sobie kark. Nie dotknąłem ciała, ale przyjrzałem mu się uważnie i od razu pomyślałem, że odpowiada dokładnie opublikowanym opisom Normana Lista.”
Pan Johnstone poinformował miejscową policję. Tuż przed północą ciało dotarło do kostnicy w Melbourne, gdzie czekali zastępca koronera, dwóch detektywów i siostra Normana, Florence List. Była w stanie go zidentyfikować po wytatuowanej postaci kobiety na jego ramieniu.
W prawej kieszeni spodni, które nosił, była brzytwa, prawdopodobnie ta, której brakowało w jego pokoju. Norman List nie upadł i nie złamał karku. Zrobił głębokie, dwucalowe cięcie w lewym przedramieniu i wykrwawił się na śmierć w tym odludnym miejscu cztery lub pięć dni przed odnalezieniem.