Ośmioletnia Ola Bielewska zaginęła w 2002 roku. Sprawą jej poszukiwań żyła wówczas cała Polska. Śledztwo doprowadziło do tragicznych wniosków, jednak wciąż nie wiadomo, co dokładnie stało się z dziewczynką.
Ola Bielewska zaginęła bez śladu
Rodzina opisywała Olę jako grzeczne i uczynne dziecko. Dziewczynka dobrze się uczyła, chętnie pomagała w obowiązkach domowych. Na krótko przed zaginięciem, wraz z mamą i rodzeństwem, przeprowadziła się z Biadaszek w województwie Łódzkim do sąsiedniej wsi. W obu miejscowościach wszyscy się znali, a sąsiedzi pomagali sobie w pracach gospodarskich i opiece nad dziećmi. Dzięki temu wsparciu, Ola mogła uczęszczać do swojej dawnej szkoły. Czekając na autobus do domu gościła u dawnych sąsiadów, którzy częstowali ją obiadem.
Fot. Zaginiona Ola Bielewska
14 czerwca 2002 roku Ola nie wróciła ze szkoły. Tego samego wieczoru rozpoczęto poszukiwania. Policja nie znalazła żadnego śladu, tak jakby dziewczynka rozpłynęła się w powietrzu. Mówiono, że być może poszła na jagody i zaginęła w lesie. Inni podejrzewali ojca Oli. Mężczyzna pracował jako kierowca ciężarówki na trasie międzynarodowej, a jego związek z mamą dziewczynki praktycznie nie istniał. Ponoć miał już inną kobietę za granicą.
Fot. Matka zaginionej Oli Bielewskiej pokazuje fotografię zaginionej
Komu wierzyć?
Wkrótce do grona osób powiązywanych z zaginięciem Oli dołączył Robert B., jej dawny sąsiad. To w jego rodzinnym domu dziewczynka spędzała czas w oczekiwaniu na autobus powrotny ze szkoły. Jak jednak podkreślała matka Oli, Robert był przyjacielem rodziny, angażował się w poszukiwania, wypytywał o postęp śledztwa. Zrozpaczona kobieta często odwiedzała jego dom, znajdując u mężczyzny i jego rodziców pocieszenie, którego tak bardzo potrzebowała. Nawet kiedy podejrzenia padły właśnie na niego, wydawała się wierzyć jego zaprzeczeniom.
Cała wieś podzieliła się na dwa obozy: jedni dopatrywali się winy ojca dziewczynki, inni podejrzewali Roberta.
Ciało Oli ugotowane w parniku i rzucone świniom
Im dłużej trwały poszukiwania Oli i śledztwo, tym bardziej wskazywały na udział Roberta B. Ponieważ jego zeznania jako świadka budziły wiele wątpliwości, śledczy przebadali go wykrywaczem kłamstw. Był to moment przełomowy, który doprowadził do zatrzymania mężczyzny.
Robert zachowywał się tak, jakby cała sytuacja go bawiła. Pytany o to, co stało się z dziewczynką, odpowiadał z przerażającym uśmiechem. W końcu wyznał, że Ola Bielewska nie żyje, a jej ciało wywiózł na taczce, ugotował w parniku i podrzucił świniom. Przecież świnie zjedzą wszystko…
Ta szokująca wiadomość ukierunkowała Policję na nowe tropy. Na polach w okolicy domu podejrzanego znaleziono kępkę włosów, które mogłyby należeć do zaginionej. Badania DNA nie mogły jednak potwierdzić tego w stu procentach. Zbadano także stodołę, w której stał parnik. Choć wydawać by się mogło, że rozwiązanie zagadki jest na wyciągnięcie ręki, sprawa stała się jeszcze bardziej skomplikowana.
Jak doszło do śmierci dziewczynki?
Robert przyznał się do tego, że pozbył się zwłok Oli. Jak jednak doszło do jej śmierci? Odpowiadając na te pytanie, mężczyzna trzykrotnie zmieniał wersję wydarzeń. W dwóch utrzymywał, że dziewczynka zginęła na skutek nieszczęśliwego wypadku, związanego z pracami gospodarczymi. Podczas gdy na początku twierdził, że dziewczynkę przygniotła bala słomy, później już zeznał, że niechcący uderzył ją widłami. W trzeciej wersji wydarzeń przyznał, że udusił dziewczynkę, bo między nimi doszło do ,,czegoś złego’’. Zaprzeczył, by miało to związek z czynnościami seksualnymi. Robert B. szybko wycofał się z tego zeznania. Nikt nie wiedział, w którą wersję wydarzeń wierzyć. Brak jednoznacznych dowodów i jakichkolwiek świadków sprawił, że tę wiedzę mężczyzna prawdopodobnie zabierze ze sobą do grobu.
Sprawca odzyskał wolność
Proces Roberta B. miał charakter wyłącznie poszlakowy. Sąd nie dysponował dowodami z relacji innych osób, niż sam podejrzany. Najpierw uznano, że Robert nie dokonał morderstwa, a Ola zginęła w wyniku nieszczęśliwego wypadku. Mężczyzna usłyszał wówczas wyrok 7 lat pozbawienia wolności. Z kolei sąd apelacyjny uchylił wyrok i pozostawił sprawę do ponownego rozpatrzenia. W następnym postępowaniu Roberta skazano na 25 lat więzienia. Sędzia dostrzegał w nim okrucieństwo i bezwzględność, a także tak głęboki stopień zdemoralizowania, że sprawca nie żałował swojego czynu. Po kolejnej apelacji wyrok znów uległ zmianie. Ponownie sąd skłonił się do wersji wydarzeń z nieszczęśliwym wypadkiem. Robert B. usłyszał wtedy wyrok pięciu lat za nieumyślne spowodowanie śmierci, oraz dodatkowych dwóch za zbezczeszczenie zwłok. Dalsza batalia sądowa okazała się zbyt przytłaczająca dla rodziny Oli, więc nie doszło do kolejnych apelacji.
Robert B. wyszedł z więzienia po zaledwie siedmiu latach. W dalszym ciągu mieszka w swojej rodzinnej wsi. Część mieszkańców zerwała z nim kontakt, będąc przekonanymi o jego winie. Inni, przekonani o niewinności mężczyzny, utrzymują z nim takie relacje, jak przed zaginięciem Oli.
Fot. Robert B. podczas rozprawy sądowej. Kadr z filmu dokumentalnego pt. ,,Przyszedł człowiek i wziął”
To nie był film…
W 2009 roku Jędrzej Niestrój i Rafał Przybył przedstawili publiczności swój film dokumentalny poświęcony sprawie Oli Bielewskiej. Dokument pt. ,,Przyszedł człowiek i wziął’’ to zapis poszukiwań, jakie podjęła rodzina zaginionej wraz z policją i lokalną społecznością. Twórcy bez upiększeń pokazują tragedię, jaką przeżywa rodzina. Załamanie matki Oli nie ustępuje, czas nie goi jej ran. Kobieta, niknąc i marniejąc w oczach, rozpaczliwie próbuje utrzymać nadzieję, że jej córka żyje. Rodzeństwo dziewczynki przejmuje część zadań matki, wzajemnie się sobą opiekując. Życie rodziny zatrzymało się tego dnia, w którym zaginęła Ola Bielewska i nie może toczyć się dalej, dopóki bliscy nie poznają prawdy.
W dokumencie przedstawiono także głównego podejrzanego. Obserwując zachowanie Roberta B., trudno oprzeć się wrażeniu, że ukrywa straszną tajemnicę. Mężczyzna uśmiecha się zmieniając zeznania, nie okazuje troski ani skruchy.
Bolesny realizm dokumentu czyni go straszniejszym, niż wysokobudżetowy film grozy.
Źródła:
- J. Niestrój, R. Przybył film dokumentalny ,,Przyszedł człowiek i wziął”, 2009. https://www.filmweb.pl/film/Przyszed%C5%82+cz%C5%82owiek+i+wzi%C4%85%C5%82-2009-536326
- https://www.nowiny.pl/egazeta/nowiny-raciborskie/2010-09-28/64884-czy-to-moja-ola.html
- https://zaginieni.policja.pl/zag/form/r783261229999,BIELEWSKA-OLA.html
Tak oglądałam ten dokument parę lat temu z rodziną. Po zakończeniu nie mogliśmy się do siebie odzywać. Długo trwała cisza nim zaczęliśmy wymieniać ze sobą uwagi na temat tej straszliwej zbrodni. Sprawca odrażający. Matka dziewczynki była jego kochanką – nie mogła sobie z tym poradzić. Do tej pory muzyka i zdjęcia z tego filmu budzi we mnie strach. Biedne dziecko.