Blog
Zaginieni Przed Laty

Nieustanne oczekiwanie na prawdę

Czy pani wie, co to jest nie przynieść człowiekowi nadziei?
To gorzej niż go oślepić i zabić.
Nadzieja to pożywka do dalszego funkcjonowania w życiu, dla tych wszystkich matek, ojców, sióstr, braci …. Dla tych wszystkich którzy, cały czas czekają na cud.


Maciej Krzysztof Maciejowski

Zaginiony Maciej Maciejowski

Pracował jako statystyk na gnieździe, zestawiając wsad dla konwertorów. Gniazdo to metalowa pakamera umieszczona nad torami, nad bramą wjazdową, nad olbrzymią halą stalowni konwertorów, od strony hali złomu. Praca statystyka polega na obserwowaniu i regulowaniu załadunku konwertorów. Regulował załadunek konwertera, a na świetlnej tablicy wyświetlają się numery pieca, kadzi. Statystyk ma również
bezpośredni kontakt z obsługa mieszalnika konwektora – z hakowymi.

 

Poszukiwania

Minęła godzina dziewiąta- a tu nikt nie zaczął zamawiać wsadów. Gdyby to był inny pracownik, mniej znaczący dla produkcji, reakcja nie byłaby tak szybka. Zawiadomiono służby ochrony huty i policję. Stalownie i okolice przeszukała grupa wojska i policji z psami. Psy nie podjęły żadnego śladu, czemu trudno się dziwić bo warunki przemysłowe i mnogość zapachu ludzi i substancji były nadmierne. Przez następne dni nadal szukali zaginionego koledzy. Przeczesując tereny zielone, wyłączone z użytku pomieszczenia, nawet powojenne schrony. Bez rezultatu. W jego roboczej szafce znajdującej się w budynku administracyjnym kontenerów pozostało ubranie, dowód osobisty, przepustka i bilet MPK.

Pani Antonina wyciąga z szafki rzeczy należące do wnuka. Są listy od babci, wycinki z lokalnych gazet na temat zaginięcia, stare ogłoszenia, zdjęcia i karteczki na których starsza pani zapisuje znaczące sny. – To był dobry chłopak, taki rodzinny. Pierwszy wnuk, bardzo dobrze się rozumieliśmy. Zrobiłam wszystko, co mogłam zrobić, ale co może zrobić stary człowiek – mówi i pokazuje album ze zdjęciami wnuka.

Tęsknota

Na jednej fotografii Maciek z kolegami w wojskowym mundurze skupiony patrzy w obiektyw. Na kolejnej stoi prosty jak struna, uśmiecha się szeroko. – To był kawał chłopa, ale bardzo uczuciowy. Jak się dowiedziałam, że zaginął myślałam, że mi serce pęknie – wzdycha – Bardzo długo czekałam. Kiedy ktoś przechodził czy pukał na klatce, to zaraz przez wizjer wyglądałam, czy to czasami nie on. Jak wychodziłam, tak sobie myślałam, że może go zobaczę przez przypadek, ale nigdy nic…

Pani Antonina przez długi czas od zaginięcia dzwoniła na telefon komórkowy wnuka. Liczyła, że on jakimś cudem odbierze, że może usłyszy jego głos. Ostatnim razem w słuchawce odezwał się obcy mężczyzna, dostał od operatora dawny numer Maćka.


Zaprzestała więc dzwonić i się buntować: – To taka dalsza faza, człowiek już to inaczej przeżywa niż na początku. Ja sobie biorę na noc hydroksyzynę, to trochę wycisza. Najgorzej jest na Wszystkich Świętych. Mam jego zdjęcie, znicz na stole stawiam i tyle. Nic się nie da zrobić.
Wróżki jasnowidze mówili że może coś się z nim stało, że zapomniał kim jest…

Po dziesięciu latach, mimo iż nie znaleziono ciała, został uznany za zmarłego.


Maciej Maciejowski zaginął w Krakowie podczas wykonywanej tam pracy w Hucie w czerwcu 2005 roku. W dniu zaginięcia miał 32 lata, 180 cm wzrostu i niebieskie oczy.

 

Radosław Michał Liberski

Zaginiony Radosław Liberski

Spokojny, niepijący, bez żadnych problemów, o jakich mogliby wiedzieć rodzice. Radosław przepadł bez wieści, kiedy jechał rowerem pomoc swemu ojcu, który złapał gumę w samochodzie. Pan Radek chwycił za lewarek, wsiadł na rower i pojechał w okolice wsi Lisina, bo właśnie tam doszło do usterki. W między czasie ojcu zaginionego udało się naprawić auto – wracając do domu nie natknął się na syna. Nie znaleźli go również policjanci, którzy natychmiast zostali powiadomieni o zaginięciu. Przeczesano całą okolice, w akcji pomagał śmigłowiec wyposażony w kamerę termowizyjną. Bez rezultatu. Jak to możliwe, że w jednej chwili znika jadący rowerem człowiek i nikt nie jest w stanie znaleźć jakiegokolwiek śladu ?

Zaginiony Radosław Liberski

 

Śledztwo i tropy

Policja wzięła pod uwagę każdą ewentualność. Zaginiony mógł stać się ofiara wypadku, którego sprawca ukrył wszelkie ślady. Mógł zastać pobity, choć jak ustalono nie miał żadnych wrogów. Policja przeczesała wszystkie okoliczne lasy i drogi. Nie znaleźli nawet roweru górskiego ani plecaka, który miał przy sobie i w którym były jego dokumenty. Po pewnym czasie odezwał się świadek, który, jak twierdził, widział Radka, gdy rozmawiał z dwoma mężczyznami pod sklepem spożywczym w Kobylnikach. Nie wiadomo jednak kim oni byli. Kilka dni po zaginięciu mama Radka zadzwoniła na jego komórkę. Telefon odebrała kobieta, która bełkotliwie dopytywała się: – Skąd pani zna ten numer? -po czym wyłączyła się.

– To był mało inteligentny głos pijanej kobiety, która kilka razy dopytywała, skąd mam ten numer. Nie odpowiedziała na żadne moje pytania o Radka. Później wyłączyła telefon i do dziś go nie włączyła – powiedziała pani Alina, mama Radka. Policja próbowała namierzyć telefon zaginionego, jednak na to potrzebny jest czas. Posiadacz komórki musiałby rozmawiać z niej co najmniej 15 minut, wtedy udałoby się zlokalizować miejsce.

Wróżka

Kiedy poszukiwania nie przynosiły rezultatu, rodzina poprosiła o pomoc wróżkę z Wrocławia. Tarocistka powiedziała że Radek żyje, tylko nie jest świadomy swojego istnienia. Co mogło się z nim stać ? Może znalazł pracę za granicą i po cichu wyjechał z Polski ? Taką możliwość wyklucza rodzina, bo to nie byłoby w jego stylu. Może ktoś mu groził?

– W Zakrzewie mieliśmy sklep, który zresztą splajtował. I jak to bywa na wsi, wiele towarów sprzedawaliśmy na zeszyt. Wiem, że synowi odgrażało się kilku dłużników z sąsiedniej miejscowości. Nie mam jednak pojęcia, czy policja sprawdziła ten trop. Radek miał dziewczynę kilka lat młodszą od niego, jednak jakieś kilka miesięcy przed zaginięciem się rozstali. Kiedy poszukiwania jeszcze trwały, przyjechała do nas zabrać resztę swoich rzeczy.

Rodzice Radka państwo Liberscy

Radosław Liberski zaginął w Lubiatowie 19 lipca 2008 roku. W dniu zaginięcia miał 32 lata, 176 cm wzrostu i niebieskie oczy.

Zaginięcia…

Około 80% spraw dotyczących zaginionych osób, które trafiają do Centrum Poszukiwań Ludzi Zaginionych oraz do nas na stronę ”Zaginieni przed Laty”, zostaje rozwiązanych w ciągu roku. Z tego 15-20% to przypadki, kiedy poszukiwana osoba nie żyje. Wiele historii jednak znajduje swój finał później niż rok od zgłoszenia. – Nasz rekord to 32 lata, po takim czasie udało nam się odnaleźć pewnego pana, żywego. Po 24 latach od zaginięcia kobietę, której szukała z nami cała Polska.
Nieszczęśliwy wypadek, zabójstwo, uprowadzenie to tylko kilka, kilkanaście spraw w ciągu roku. Większość zgłoszeń, z jakimi mają do czynienia redaktorzy prowadzący stronę na Facebook Zaginieni przed Laty, dotyczy sytuacji, w których poszukiwani znikają z własnej woli. Trudno sobie wyobrazić, jaka wojna toczy się w głowach osób decydujących się na odejście. Są jednak pewne schematy, które pomagają w odnalezieniu zaginionych.

…i ich motywy

– Wśród nieletnich większość przypadków to ucieczki z domu spowodowane tym, z czym dziecko się boryka w środowisku rodzinnym, w szkole, w kontaktach z rówieśnikami. Te zaginięcia są szczególnie niebezpieczne, bo młody człowiek nie jest przygotowany na to, co może go spotkać. W grupie osób powyżej 20 lat główne motywy to utrata pracy, problemy finansowe i rodzinne, niemożność spełnienia oczekiwań, choroba psychiczna. Od kiedy Polska należy do Unii Europejskiej, jedna czwarta zgłoszeń to zaginięcia za granicą. Dotyczy to osób, które wyjechały do pracy, często nieprzygotowane, bo usłyszały, że gdzieś tam jest zajęcie. Na miejscu okazało się, że to nieprawda. Część z nich nie poradziła sobie, zostali bezdomnymi i powstał problem, jak przyznać się do porażki. Zupełnie inaczej jest w przypadku zgłoszeń dotyczących osób starszych. Najczęściej poszukiwani wyszli z domu bez opieki i nastąpiło u nich nagłe pogorszenie stanu zdrowia, zasłabnięcie, zanik pamięci.

Istotną przyczyną zaginięć, na którą szczególnie staramy się zwrócić uwagę społeczeństwa, jest depresja. W Polsce ponad 3,5 tys. niezidentyfikowanych osób zostało pochowanych jako N.N., non notus, nomen nescio, czyli ,,nieznany”, ,,niewiadomego imienia”. Część takich ciał nie została oznaczona. Nikt nie pobrał z nich materiału genetycznego, który mógłby w przyszłości umożliwić ich identyfikację. Nigdy nie dowiemy się, kim byli.

UDOSTĘPNIJ:

PRZECZYTAJ TAKŻE:

5 1 vote
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments

Zapraszamy do współpracy!

Oferujemy możliwość umieszczenia reklamy na stronie głównej oraz w każdym artykule. Dodatkowo posiadamy możliwość publikacji artykułów sponsorowanych i reklamowych.

Zapraszamy do kontaktu w celu ustalenia szczegółów.

it-agencja.pl