Tę bez wątpienia dziwną hipotezę przedstawiła turecka policja po odkryciu zwłok Krystyny Nowickiej, ukraińskiej tłumaczki i instruktorki tańca. Znaleziono ją siedzącą na krześle na środku pokoju w jej domu, w Bodrum, w Turcji.
Ręce miała skute kajdankami, a na głowie foliowy worek. W mieszkaniu nie było śladów walki, okna i drzwi były pozamykane, klucz był włożony od wewnątrz. Zwłoki odnaleziono w sobotę, 2 stycznia. Niestety, monitoring przed jej domem nie uchwycił żadnych wizyt po 31 grudnia. Wówczas przywieziono na jej adres jedzenie na wynos.
Krystyna była atrakcyjną, trzydziestoletnią blondynką; absolwentką Uniwersytetu Lingwistycznego, gdzie studiowała języki orientalne. Ponieważ mówiła biegle po turecku zajmowała się tłumaczeniami, a dodatkowo była instruktorką tańca. Policja przypisała jej depresję po rzekomej utracie pracy w turystyce, co miało być przyczyną samobójstwa.
W tę wersję nie wierzy ani rodzina, ani znajomi. Krystynę opisują jako pogodną i otwartą kobietę, która nie narzekała na brak pracy. Dodatkowo, w razie problemów mogła wrócić do matki mieszkającej w Kijowie. To właśnie rodzina zaalarmowała służby po tym, jak od kilku dni nie mogli skontaktować się z Krystyną.
Zdaniem znajomych w sprawę zamieszana jest ważna osoba z Turcji i dlatego policja forsuje wersję o samobójstwie. W związku z tym, że Krystyna mało mówiła o swoim życiu prywatnym nie mają żadnego podejrzanego.
Czy to było samobójstwo? Czy jednak morderstwo? Komu mogła narazić się kobieta?
Autor: Paulina K.