Zyta Michalska zginęła w Wielkanoc 3 kwietnia 1994 r. 20-letnia mieszkanka Mikuszewa była widziana ostatni raz, kiedy szła na spacer w stronę pobliskiego lasu. Kiedy kobieta nie wróciła do domu, rozpoczęły się jej poszukiwania.
Ciało 20-latki znaleziono następnego dnia, w odległości niecałego kilometra od domu. Zyta miała rozległe obrażenia głowy i czaszki. Policjanci, którzy przyjechali na miejsce zdarzenia dokonali jego oględzin, zabezpieczyli wszystkie ślady. Śledczy zdawali sobie sprawę, że za zabójstwem stoi ktoś, kto zna pobliskie tereny. Niestety przez 26 lat nie udało się ustalić, kto stoi za tą potworną zbrodnią.
Kilka miesięcy temu policjanci z Archiwum X ogłosili powrót do sprawy zbrodni sprzed lat. Po tej informacji rozdzwoniły się telefony, ludzie zaczęli przekazywać wszystko, co wiedzą. Był to pierwszy krok do poznania prawdy, funkcjonariusze starannie sprawdzali wiarygodność uzyskanych wskazówek. Wiele dało też ponowne badanie śladów pozyskanych z miejsca zbrodni. Rozwój techniki kryminalistycznej pozwolił raz jeszcze, dokładnie przeanalizować wszelkie dowody.
Przełom w tej sprawie ogłosił 14 grudnia bieżącego roku rzecznik poznańskiej Policji –- mł. ins. Andrzej Borowiak. Na swoim profilu na portalu Twitter mężczyzna umieścił wpis:
Z relacji policji wynika, że podejrzanym jest 52-letni Waldemar B. W trakcie zabójstwa miał 26 lat. Mieszkał kilka wiosek od Mikuszewa. Mężczyzna usłyszał m.in. zarzut zabójstwa.
Udało nam się skontaktować z osobą, która na krótko przed śmiercią Zyty wracała z koleżanką leśną drogą na Sarnicach. Kobieta relacjonuje:
„Dwa dni lub dzień przed zaginięciem Zyty wracałam z koleżanką od innej koleżanki ze wsi sąsiadującej z Mikuszewem. Wracałyśmy około 23:00, kiedy byłyśmy w środku lasu. Koło miejsca gdzie ją chyba znaleźli, zatrzymał nas patrol policji z zapytaniem co tu tak późno robimy, powiedziałyśmy, że wracamy, bo się zasiedziałyśmy i poprosiłam czy mogliby nas podwieźć do miasta, to usłyszałam że to nie taksówka, po czym odjechali. No cóż, idziemy, było dalej ciemno, nagle kumpela łapie mnie za rękę i mówi „słuchaj!”. Słucham… ktoś idzie równo z nami brzegiem lasu schowany w krzakach, słyszę jak łamie gałązki i się skrada. Nagle wybiega z lasu i zaczyna nas gonić, my złapałyśmy się za ręce i uciekamy ile sił w nogach. Ta osoba biegła do pierwszej latarni, przy leśniczówce kroki za nami ustały. Wpadamy leśniczemu na podwórko walimy w okna, psy mnie gryzły po nogach nic nie czułam. W końcu leśniczy otworzył. Opowiedziałyśmy mu wszystko, mężczyzna się ubrał i odwiózł nas do domu. A kiedy Zytę znaleźli, zgłosił to na policję, że była taka sytuacja. Wyobraźcie sobie, że przesłuchiwali nas ci sami policjanci, którzy nas tam w nocy zostawili. I to zadali tylko kilka pytań w radiowozie.”
Po czym dodaje:
„Kilka lat po śmierci Zyty, około 23:00 odprowadzałam swojego chłopaka na pociąg relacji Jarocin-Września. Podjechał, i uwaga, kiedy wszyscy już wsiedli, a była to garstka osób i zostałam zupełnie sama na stacji, kiedy już pociąg miał ruszać, z ostatniego wagonu wyskoczył szczupły brunet w dresach i wybiegł w stronę miasta, dosłownie sprintem jakby od tego życie zależało i to mnie zastanowiło. Stoję sama, cicho ciemno i myślę gdzie on tak leciał bez sensu, nic już nie kursuje. Myślę sobie „kurcze, w ciemności najbezpieczniej” więc idę drogą asfaltową prosto do lamp i szlabanu. Po lewej stronie jest dzika dróżka na skróty do miasta, są tam trzy latarnie i krzaki, przy każdej jeden klomb. Ja w tych ciemnościach na przeciwko widzę całą dróżkę i faceta kucającego za krzakiem patrzącego kiedy wejdę na tę właśnie drogę. Bezszelestnie poszłam najbliżej szlabanu nie spuszczając go z oka i zaczęłam biec do domu. Teraz, kiedy składam fakty myślę, że osoba wyskakująca z pociągu musiała znać miasto doskonale, on wiedział gdzie się zaczaić. ”
Dowiedzieliśmy się również, że podejrzany przez wiele lat po śmierci 20-latki przychodził do kwiaciarni, w której pracowała siostra Zyty.
Czy w po 26 latach Waldemar B. odpowie za swoje czyny? Czekamy na dalszy rozwój wydarzeń.
Źródło: