Niewykluczone, że Dorothy Scott została porwana na oczach swoich znajomych. Długo przed tym wydarzeniem, kobieta otrzymywała niepokojące telefony…
Dorothy
32-letnia Dorothy Scott mieszkała w Santon w Kalifornii, wraz ze swoim czteroletnim synem oraz ciotką. Była osobą bardzo pobożną, stroniła od używek i unikała jakichkolwiek kłopotów. Nie chadzała na randki, nie miała też stałego partnera. Pracowała jako sekretarka dwóch sklepów mieszczących się w Anaheim. To właśnie w miejscu pracy Dorothy zaczyna się cała historia…
Ktoś nękał Dorothy telefonami. Początkowo głos w słuchawce wyznawał jej miłość, potem zaś groził śmiercią. Wszystko wskazywało na to, że kobieta jest stale obserwowana – rozmówca wiedział w co jest ubrana, znał rozkład jej dnia i szczegóły z prywatnego życia. Raz powiedział, że zostawił dla niej prezent – wtedy kobieta znalazła na dachu swojego auta jedną, uschniętą różę… Czas mijał, a groźby były coraz bardziej przerażające. Tajemniczy mężczyzna powiedział Dorothy, że ją zabije, a jej ciało poćwiartuje tak, by nikt jej nigdy nie odnalazł.
32-latka zwierzała się swojej matce – mówiła, że ma zamiar zapisać się na karate i zakupić broń. Przyznała, że skądś zna tajemniczy głos…
Szpital
28 maja 1980 roku Dorothy brała udział w spotkaniu pracowniczym. Podczas rozmowy ze swoim współpracownikiem zauważyła, że ma on dziwny ślad po ukąszeniu na ramieniu i zaproponowała, że podwiezie go do szpitala. Conrad przyznał, że bardzo źle się czuje i przystał na tę propozycję. Dołączyła do nich Pam, koleżanka z pracy. Cała trójka dotarła do Centrum Medycznego UCI w Irvine. Na miejscu okazało się, że Conrad został ugryziony przez czarną wdowę, jednak szybka reakcja uratowała mu życie. Mimo że musiał zostać na obserwacji kilka godzin, kobiety nie odstępowały go na krok.
Jeszcze tego samego dnia, około godziny 23:00 Conrad mógł bezpiecznie opuścić szpital. Mężczyzna był jednak bardzo osłabiony, Dorothy zaproponowała więc, że podejdzie autem pod sam budynek, by oszczędzić mu dodatkowego wysiłku. Wtedy jednak stało się coś, czego nikt się nie spodziewał. Rozpędzone auto nie zatrzymało się pod wejściem do szpitala, minęło dwójkę znajomych i odjechało z piskiem opon. Conrad i Pam zdezorientowani, początkowo pomyśleli, że Dorothy wypadło coś ważnego i musiała szybko wrócić do domu. Czekali pod szpitalem jeszcze 2 godziny, jednak kobieta nie wróciła. Później oboje przyznają, że oślepiło ich mocne światło i nie mogą być pewni, że autem kierowała Dorothy.
Rano, zaniepokojona Pam zadzwoniła do rodziców Dorothy z pytaniem, czy ta wróciła bezpiecznie do domu. Gdy okazało się, że nadal jej nie ma, sprawę od razu zgłoszono na policję. Kilka godzin po tajemniczym zajściu, 15 km od szpitala, odnaleziono jej spalony samochód. Po kobiecie nie było jednak ani śladu… Sprawa stanęła w martwym punkcie na kilka lat.
1984
Minęły 4 lata od tajemniczego zniknięcia Dorothy, ostatni raz widziano ją pod szpitalem w Irvine. Mimo że jej samochód odnaleziono niemalże od razu, sprawa nadal zostaje niewyjaśniona. Nie wiadomo bowiem, czy kobieta żyje…
Mężczyzna, który wydzwaniał do Dorothy, wciąż nie dawał za wygraną, tym razem za cel obrał sobie matkę kobiety. Dzwonił do niej regularnie, w każdą środę przez 4 lata i raz mówił, że przetrzymuje jej córkę, a raz, że zabił ją 4 lata wcześniej. Co więcej, mężczyzna dzwonił tylko wtedy, gdy kobieta była sama w domu, co oznacza, że i ona była stale śledzona. Pewnego dnia jednak mężczyzna myli się i wykonuje telefon, gdy w domu jest ojciec Dorothy. Gdy słyszy jego głos, rozłącza się i nie dzwoni już nigdy więcej…
Nie wiadomo, kim był mężczyzna wydzwaniający do Państwa Scott. Niestety, połączenia trwało zbyt krótko, by udało się ustalić jego lokalizację.
Ciało
W sierpniu 1984 roku robotnicy natknęli się na szczątki Dorothy Scott, znajdowały się one w rowie. W tym samym miejscu odnaleziono jej prywatne rzeczy, takie jak turkusowy pierścionek i zegarek, co znacznie ułatwiło jej identyfikację. Niektóre źródła mówią o tym, że na jej kościach leżały… szczątki psa.
Nadal nie wiadomo, kto skrzywdził Dorothy. Śledczy twierdzą, że był to mężczyzna, który stale do niej wydzwaniał. Są też teorie mówiące o tym, że były właściciel sklepu, w którym pracowała Dorothy, miał obsesję na jej punkcie. Mężczyzna był chory psychicznie i niestabilny emocjonalnie. Niewykluczone też, że zaangażował się w działalność jakiegoś kultu. Co więcej, kilka miesięcy po zaginięciu Dorothy, do redakcji lokalnej gazety zadzwonił tajemniczy mężczyzna, który przyznał, że zabił Dorothy. Wiedział jak kobieta była ubrana tego dnia i z jakiego powodu 28 maja 1980 roku przebywała w szpitalu. Niestety, nigdy nie udało się ująć tej osoby.
„Zabiłem ją. Zabiłem Dorothy Scott. Była moją miłością. Przyłapałem ją na zdradzie z innym mężczyzną. Zaprzeczyła, że ma kogoś innego. Zabiłem ją.”
Dziś rodzice Dorothy już nie żyją, jednak jej syn wciąż walczy o sprawiedliwość.
Źródło
https://www.archiwumzbrodni.pl/