Boże Narodzenie 2002 roku. Podczas gdy większość rodzin spędza czas przy wigilijnym stole, w mieszkaniu na warszawskim Mokotowie rozgrywa się tragedia, która wstrząśnie opinią publiczną na lata. Siedmioletnia Karina Surmacz staje się świadkiem brutalnego morderstwa swojej matki Anny i jej partnera, członka gangu o pseudonimie "Świr". Pięć strzałów przerywa świąteczny spokój, a potem - cisza. Gdy 31 grudnia siostra ofiary odkrywa zwłoki, okazuje się, że dziewczynki nie ma w mieszkaniu.
To nie jest kolejna historia o zaginionym dziecku. To opowieść o siedmiolatce uwikłanej w świat handlu narkotykami, gangsterskich porachunków i rodzinnych tajemnic, która zniknęła bez śladu ponad 20 lat temu. Ostatni raz Karina dała znak życia 28 grudnia, dzwoniąc do swojego wuja - dilera narkotykowego o pseudonimie "Święty". Co powiedziała przez telefon? Dokąd pojechała? I co naprawdę wydarzyło się w tym mokotowskim mieszkaniu?
Historia Kariny Surmacz to zagadka, której nie udało się rozwiązać ani prokuraturze, ani dziennikarzom śledczym. Sprawa powraca regularnie w mediach i podcastach kryminalnych, ale odpowiedzi wciąż brakuje. Oto wszystko, co wiemy o jednej z najbardziej tajemniczych zbrodni w historii polskiej policji.
Świąteczna tragedia na warszawskim Mokotowie
Drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia 2002 roku. Większość Polaków spędzała ten czas przy rodzinnych stołach, dzieląc się opłatkiem i prezentami. Tymczasem w mieszkaniu przy ulicy Dąbrowskiego na warszawskim Mokotowie rozgrywał się dramat, którego brutalnością trudno pojąć. Anna Surmacz i jej partner Piotr Sz., ps. "Świr", zostali zamordowani - pięć strzałów przerwało życie dwojga ludzi, a świat siedmioletniej Kariny rozsypał się w proch.
Dziewczynka była jedynym świadkiem zbrodni. Widziała śmierć własnej matki. Co musiało przejść przez głowę siedmiolatki, która zamiast rozpakowywać prezenty, patrzyła na coś, czego żadne dziecko nigdy nie powinno zobaczyć? Czy krzyczała? Czy próbowała ukryć się pod łóżkiem? A może stała sparaliżowana strachem, patrząc na sprawców egzekucji, którzy właśnie odebrali jej wszystko?
Prawda o tej krwawej nocy mogła zostać pogrzebana wraz z ofiarami, gdyby nie jedno - Karina zniknęła bez śladu. Przez kolejne dni w mieszkaniu pełnym śmierci szczekał pies, a na choince wesoło mrugały lampki, jakby nic się nie stało. Sąsiedzi słyszeli, widzieli światło, ale nikt nie podejrzewał koszmaru czającego się za drzwiami.
Zwłoki odkryła dopiero 31 grudnia Małgorzata N., siostra zamordowanej Anny. Przyszła sprawdzić, dlaczego nie może dodzwonić się do rodziny. To, co zastała w przeddzień Sylwestra, przeszło jej najczarniejsze wyobrażenia - dwa ciała i żaden ślad po siostrzenicy. Stary rok kończył się pytaniem, które dręczy śledczych po dziś dzień: gdzie jest Karina Surmacz?
Świat gangu i narkotyków - tło tragedii
Aby zrozumieć, co tak naprawdę wydarzyło się w tym mieszkaniu na Mokotowie, trzeba najpierw poznać świat, w którym obracali się jego mieszkańcy. Anna Surmacz nie była zwykłą matką - była kobietą głęboko uwikłaną w handel narkotykami. U jej boku funkcjonował Piotr Sz., pseudonim "Świr", żołnierz jednego z warszawskich gangów. Co ciekawe, mężczyzna zaledwie kilka miesięcy wcześniej wyszedł z więzienia, gdzie odsiedział wyrok za awanturę w supermarkecie.
W tym środowisku siedmioletnia Karina dorastała jak w cieniu - między dealerami, gangsterami i ludźmi, dla których przemoc była codziennością. Jej własny wujek, Rafał Mikołajczyk ps. "Święty", trudnił się handlem narkotykami. To właśnie do niego mała Karina zadzwoni dwa dni po zbrodni, prosząc o pomoc.
Policja od początku nie miała wątpliwości - to było klasyczne zabójstwo porachunkowe. Pięć strzałów, brutalność wykonania, środowisko przestępcze. Ktoś przyszedł do tego mieszkania z konkretnym zamiarem. Czy chodziło o długi narkotykowe? A może o jakieś nierozliczone interesy sprzed więziennej odsiadki "Świra"? W świecie gangu warszawskiego z początku XXI wieku takie porachunki nie należały do rzadkości.
Największą tragedią było to, że w środku tego wszystkiego znalazła się mała dziewczynka. Dziecko, które nigdy nie powinno być świadkiem tego, co zobaczyło tamtego grudniowego dnia.
Ostatnie ślady Kariny - telefon do "Świętego"
Dwa dni po zbrodni, 28 grudnia 2002 roku, z telefonu zamordowanej Anny Surmacz wyszło połączenie, które na zawsze pozostanie jednym z najbardziej niepokojących tropów w tej sprawie. Dzwoniła siedmioletnia Karina. Prosiła o pomoc swojego wujka, Rafała Mikołajczyka, pseudonim "Święty". Ironia tego przezwiska jest przygnębiająca - mężczyzna trudnił się handlem narkotykami, choć był jedną z niewielu osób, do których dziewczynka mogła się zwrócić w tej dramatycznej sytuacji.
Co działo się w głowie przerażonego dziecka przez te dwa dni? Czy ukrywała się w mieszkaniu ze zwłokami matki i jej partnera? A może była przetrzymywana gdzie indziej? Tego nie wiemy. Wiemy natomiast, że "Święty" najwyraźniej zareagował na jej telefon. Świadkowie widzieli Karinę w jego towarzystwie w warszawskim tramwaju - siedmioletnią dziewczynkę, która właśnie stała się sierotą w najbardziej makabrycznych okolicznościach, prowadził przez miasto handlarz narkotyków.
Trop nie urwał się jednak w Warszawie. Po kilku dniach Rafał Mikołajczyk pojawił się z Kariną w zupełnie innym miejscu - w krakowskim ośrodku pomocy społecznej. Co tam robili? Czy próbował jakoś zabezpieczyć dziecko? A może chciał się go pozbyć? Od tego momentu ślad Kariny Surmacz znika całkowicie. Ani ona, ani "Święty" nie zostali już nigdy odnalezieni.
Śledztwo prowadzące donikąd
Przez kilka dni po zbrodni sąsiedzi słyszeli szczekanie psa dobiegające z mieszkania przy Dąbrowskiego. W oknach świeciły się choinkowe lampki, jakby ktoś jeszcze tam przebywał. Nikt nie wiedział, że za drzwiami leżą zwłoki, a siedmioletnia dziewczynka zniknęła bez śladu. Dopiero 31 grudnia Małgorzata N., siostra Anny, weszła do mieszkania i odkryła makabryczną scenę. Kariny już tam nie było.
Policja szybko ustaliła, że to klasyczne zabójstwo porachunkowe - padło pięć strzałów, zabójcy działali zdecydowanie. Tropem numer jeden był oczywiście Rafał Mikołajczyk ps. "Święty", do którego Karina dzwoniła 28 grudnia. Świadkowie widzieli go z dziewczynką w warszawskim tramwaju, potem w krakowskim ośrodku pomocy społecznej. A później... nic. Ślad się urwał.
Minęło ponad 20 lat, a śledztwo wciąż tkwi w martwym punkcie. Sprawcy morderstwa nie zostali schwytani, losy Kariny pozostają nieznane. Czy żyje? Czy została zabita jako niewygodny świadek? A może ktoś ją ukrył, dał nową tożsamość? Pytań jest więcej niż odpowiedzi.
Sprawa na tyle intryguje, że w 2018 roku zajął się nią "Magazyn Kryminalny 997" TVP, a w 2025 roku głośny podcast "Pokój Zbrodni" poświęcił jej cały odcinek. Media próbują znaleźć odpowiedzi tam, gdzie zawiodła policja. Ale czy ktokolwiek kiedykolwiek dowie się prawdy o tamtych świętach?
Co mogło się stać z Kariną?
Telefon do Rafała Mikołajczyka 28 grudnia 2002 roku to ostatni pewny ślad siedmioletniej Kariny. Co wydarzyło się później? Śledczy od początku rozważali najbardziej prawdopodobną hipotezę - dziewczynka została porwana, bo widziała zbyt wiele. W świecie gangów warszawskiego półświatka narkotykowego świadkowie nie mieli prawa do życia, nawet jeśli byli dziećmi. Eliminacja małej Kariny mogła być dla sprawców morderstwa po prostu dopełnieniem "roboty".
Ale jest też inna teoria, która przez lata fascynowała obserwatorów sprawy. Może ktoś ze środowiska ukrył Karinę, próbując ją uratować? Kilka dni po zbrodni dziewczynkę widziano z Rafałem Mikołajczykiem - najpierw w warszawskim tramwaju, potem w krakowskim ośrodku pomocy społecznej. Co działo się w tym czasie? Czy "Święty" próbował ukryć dziecko przed sprawcami? A może sam był w to wszystko zamieszany głębiej, niż się wydaje?
Rola Rafała Mikołajczyka pozostaje jedną z największych zagadek tej sprawy. Dlaczego Karina zadzwoniła właśnie do niego? Czy wiedziała, że może mu zaufać? I co najważniejsze - co zrobił po odebraniu tego telefonu? Policja nigdy nie zdołała tego wyjaśnić w sposób jednoznaczny.
Po ponad dwudziestu latach szanse na odnalezienie Kariny są minimalne, choć nie zerowe. Jeśli przeżyła, dziś miałaby prawie 30 lat. Mogłaby żyć pod zmienionym nazwiskiem, być może nieświadoma własnej przeszłości. A może gdzieś tam kryje się ktoś, kto wie, co się naprawdę wydarzyło tamtego grudniowego wieczoru na Mokotowie?
Sprawa pozostaje otwarta
Minęło ponad 22 lata od tamtego tragicznego grudnia 2002 roku, a los Kariny Surmacz wciąż pozostaje niewyjaśniony. Siedmioletnia dziewczynka zniknęła bez śladu, pozostawiając za sobą więcej pytań niż odpowiedzi. Gdzie jest teraz? Czy żyje? Czy ktoś ją ukrył, czy stała się kolejną ofiarą gangu?
Historia Kariny regularnie powraca w mediach - w 2018 roku sprawa została nagłośniona w programie "Magazyn Kryminalny 997" TVP, a w 2025 roku poświęcił jej odcinek popularny podcast "Pokój Zbrodni". To pokazuje, że ani dziennikarze, ani opinia publiczna nie zapomniały o zaginionej dziewczynce. Każda wzmianka w mediach to szansa, że ktoś wreszcie się odezwie, że wypłynie jakiś nowy trop.
Jeśli byliście w Warszawie w grudniu 2002 roku, jeśli coś widzieliście lub słyszeliście - nawet jeśli wydaje wam się to nieistotne - zgłoście się do policji. Może to właśnie wasza informacja okaże się kluczem do rozwiązania tej zagadki. Dla rodziny Kariny każdy dzień bez odpowiedzi to kolejna noc pełna pytań i nadziei, która z każdym rokiem staje się coraz bardziej krucha.
Karina miałaby dziś 30 lat. Gdzieś tam może żyć, nieświadoma swojej prawdziwej tożsamości. A może ktoś wie, co się naprawdę wydarzyło po tym telefonie do "Świętego"? Ta sprawa zasługuje na zakończenie - choćby po to, by wreszcie dać spokój duszy małej dziewczynki, która przeżyła piekło w Boże Narodzenie.
Podsumowanie
Historia Kariny Surmacz pozostaje jedną z najbardziej tajemniczych zagadek kryminalnych Polski. Mimo upływu lat, los młodej kobiety, która znalazła się w niewłaściwym miejscu i czasie, wciąż pozostaje nieznany. Czy padła ofiarą gangu narkotykowego? Czy ukrywa się gdzieś pod nową tożsamością? A może prawda jest jeszcze mroczniejsza?
Jeśli macie własne teorie lub pamiętacie tę sprawę - podzielcie się swoimi przemyśleniami w komentarzach. Kto wie, może wspólnie uda nam się rzucić nowe światło na tę nierozwiązaną sprawę.
Komentarze (0)
Brak komentarzy. Bądź pierwszy!
Dodaj komentarz