Zaginieni Przed Laty

10-letni Juan Pedro Martinez zaginął bez śladu podczas katastrofy.

10-letni Juan Pedro Martinez zaginął bez śladu podczas katastrofy. Jednym z wielu archiwalnych, niewyjaśnionych do dziś historii zaginięć jest sprawa 10-letniego Juana Pedro Martineza. Czy można zniknąć bez śladu podczas katastrofy? Jak to możliwe? A jednak i takie zaginięcia istnieją w świecie.

10-letni Juan Pedro Martinez

Jest czerwiec 1986 r., rozpędzona ciężarówka wypada z drogi na górzystych terenach przełęczy Samosierra w środkowej Hiszpanii. Ładunek nigdy nie dociera na miejsce, z pojazdu wydobywa się 20 tys. litrów toksycznych chemikaliów. Ofiarami tragicznego wypadku są rodzice chłopca.

10-letni Juan Pedro Martinez zaginął bez śladu podczas katastrofy.
Zdjęcie z miejsca wypadku

Przebieg zdarzenia 10-letni Juan Pedro Martinez

25 czerwca 1986 r. około 6:00 rano ciężarówka Volvo F-12 przewożąca 20 000 litrów czystego kwasu siarkowego do użytku przemysłowego jedzie wzdłuż przełęczy Somosierra w Hiszpanii w kierunku północnym. Droga biegnie w dół, a ciężarówka nabiera coraz większej prędkości. Kierowca najpierw wyprzedza jadącą przed nim ciężarówkę, następnie kolejną, przejeżdżając tak blisko niej, że urywa jej lusterko boczne. Następnie zbliża się do trzeciej ciężarówki, spychając ją z drogi. Cała scena wygląda tak, jak gdyby kierowca rozpędzonego auta nie był w stanie nad nim zapanować. Kilka sekund później zdarza się nieuniknione i Volvo zderza się z inną ciężarówką jadącą w przeciwnym kierunku z prędkością 140 km/h. Ciężarówka przewraca się, a siła uderzenia powoduje pęknięcie zbiornika z kwasem, który rozlewa się na kabinę oraz teren wokół drogi, wznosząc toksyczną chmurę.

10-letni Juan Pedro Martinez

Zdjęcia z wypadku

Ekipy ratunkowe nie wiedzą wtedy jeszcze, że w pojeździe znajdował się również 10-letni Juan Pedro Martinez.

Działania 10-letni Juan Pedro Martinez

Ratownicy jak najszybciej docierają na miejsce zdarzenia, ale niestety podróżujących ciężarówką kobiety i mężczyzny nie udaje się uratować. Rozlany kwas powoduje prawie natychmiastowy zgon. Działania ratowników skupiają się więc na oczyszczaniu terenu oraz zapobieganiu rozprzestrzeniania się skażenia do okolicznych rzek. Teren zostaje zasypany mieszanką piasku i wapna. Po trzygodzinnej akcji udaje się wyjąć z kabiny ciała zmarłych. Identyfikacja przebiega szybko – udaje się ustalić, że ofiarami wypadku są kierowca ciężarówki Andrés Martínez z Fuente Álamo, miasta leżącego w hiszpańskiej prowincji Murcja oraz jego żona Carmen Gómez towarzysząca mężowi w podróży. Jeśli chodzi o zbiornik z kwasem, został on napełniony w Kartagenie poprzedniego wieczoru, a kwas miał być dostarczony w dniu wypadku do Bilbao na północy Hiszpanii.

Andrés Martínez z żoną Carmen Gómez

Juan

Dopiero wieczorem udaję się nawiązać kontakt z najbliższą rodziną ofiar. Zrozpaczona babcia dopytuje się o wnuczka: “Co z chłopcem?”.
W tym momencie ekipy ratunkowe dowiadują się, że w kabinie było jeszcze 10-letnie dziecko.

Andrés Martínez z żoną Carmen Gómez i zaginionym synem

Już wcześniej zdarzało się, że chłopiec wybierał się w podróż razem z rodzicami, ale nigdy na tak długo. Ta podróż była wyjątkowa. Miała być nagrodą na zakończenie roku szkolnego. Juan marzył bowiem o odwiedzeniu pełnego bujnej zieleni Kraju Basków, tak innego od pustynnych okolic Murcji.
Andrés namówił swoją żonę, aby im towarzyszyła i czuwała nad dzieckiem w momentach, gdy on miał rozładowywać ciężarówkę w miejscu docelowym.

Po dostarczeniu towaru rodzina miała zwiedzić okolice Bilbao. 24 czerwca o godzinie 19:00  wszyscy wyruszyli w stronę Kartageny, gdzie cysterna została napełniona kwasem, a następnie samochód planowo ruszył w stronę Bilbao. Zaledwie kilkanaście godzin później doszło do tragicznego wypadku.

Poszukiwania

Po otrzymaniu informacji, że w kabinie prawdopodobnie znajdował się jeszcze jeden pasażer, rozpoczęto dokładne przeszukania terenu wokół miejsca wypadku oraz samej ciężarówki. Funkcjonariusze nie mieli nadziei na to, że chłopiec przeżył wypadek. Przypuszczano, że ciało dziecka mogło dostać się pod wrak samochodu lub być wyrzucone daleko na pobocze, dlatego nie zostało odkryte przez służby ratunkowe. Po podniesieniu wraku za pomocą dźwigu nie znaleziono jednak ciała Juana. W samej ciężarówce odnaleziono rzeczy osobiste należące do chłopca, jednak po nim samym nie było śladu. Przeszukując okolicę miejsca wypadku, natknięto się jedynie na fragment podeszwy buta, ale stwierdzono, że fragment ten musiał się tam znaleźć już przed wypadkiem i nie należał do chłopca. Poszukiwania prowadzone były bardzo dokładnie, brały w nich udział jednostki policji, wojsko oraz liczni ochotnicy. Oprócz wspomnianego wcześniej fragmentu buta nie znaleziono nic. Ani ciała, ani śladów krwi, ani rzeczy osobistych chłopca.

Zaginiony 10-letni Juan Pedro Martinez.

Ustalenia

Wysunięto hipotezę, że wylany ze zbiorników kwas mógł całkowicie rozpuścić jego ciało. Eksperci stwierdzili jednak, że nie ma możliwości by ciało polane kwasem zostało rozpuszczone zupełnie bez jakiegokolwiek śladu.  Do zupełnego rozpuszczenia tkanek potrzebne jest ich zanurzenie w kwasie, a nie tylko oblanie nim, a czas do tego potrzebny wynosi około 5 dni. Dopiero po tym czasie można uzyskać całkowite rozpuszczenie się kości, ale nawet po tak długim okresie można by było odnaleźć fragmenty włosów, zębów czy części ubrania. Wyglądało na to, że Juana nie było w samochodzie w momencie wypadku. Co w takim razie stało się z dzieckiem?

Świadkowie

Juan został uznany za osobę zaginioną i natychmiast rozpoczęto jego poszukiwania. Zaczęto od prześledzenia trasy ciężarówki, którą ta pokonała od Kartaginy do miejsca wypadku. Pomocne okazały się zapisy z tachografu. Udało się ustalić, że ciężarówka zatrzymała się w Venta del Olivo w gminie Murcja, następnie w Las Pedroñeras 12 minut po północy, na stacji benzynowej w pobliżu Madrytu o godzinie trzeciej nad ranem, oraz w zajeździe „ Aragón” w pobliżu Cabanillas, na początku przełęczy, około godziny 5:30 rano. Kelner bez problemu przypomniał sobie rodzinę, a nawet to, co zamówili: dwie kawy dla rodziców i ciasto dla chłopca. Zjedli, zapłacili i pojechali dalej. Nie zachowywali się w żaden sposób nietypowo. Kelner nie widział wprawdzie momentu, gdy cała trójka wsiada do pojazdu, widział jednak, jak ciężarówka odjeżdża z parkingu.

Jedna z restauracji, w której rodzina się zatrzymała

Do tej pory podróż rodziny wydawała się przebiegać normalnie. Późniejsze wskazania tachografu pokazują jednak coś dziwnego.
Po wjechaniu na przełęcz ciężarówka odbyła 12 bardzo krótkich postojów, najkrótszy trwający krócej niż jedną sekundę i najdłuższy, ostatni, trwający około dwudziestu sekund. Kierowcy obeznani z tym odcinkiem drogi twierdzą, że nie ma żadnego logicznego powodu, dla którego kierowca miałby zatrzymywać się w tym miejscu. W tamtym miejscu o tej porze nie było też żadnych korków, które uzasadniałyby tyle przystanków.

Przebieg trasy

W czasie gdy poszukiwano Juana, specjaliści przyjrzeli się samej ciężarówce. Okazało się, że wbrew wcześniejszym przypuszczeniom, była ona całkowicie sprawna. Kierowca nie stracił więc nad nią panowania, a wszystko, co wykonywał na drodze, robił prawdopodobnie z premedytacją.

Nissan Vanette

Biały samochód dostawczy Nissan Vanette

Kierowca ciężarówki, która została wypchnięta z drogi, oświadczył, że tuż po wypadku, biały samochód dostawczy Nissan Vanette zatrzymał się przy jego pojeździe. Kierował nim wąsaty mężczyzna, który mówił obcym akcentem. Towarzyszyła mu blondynka. Mężczyzna powiedział mu, żeby się nie martwił i że jego żona jest pielęgniarką. Kobieta pobieżnie sprawdziła jego obrażenia, a następie skierowała się w stronę kierowcy ciężarówki, która zderzyła się czołowo z Volvo. Sprawdziła stan ciężko rannego kierowcy, po czym Nissan odjechał z miejsca wypadku.

Biały samochód dostawczy Nissan Vanette

Krążyły pogłoski, że pasterze wypasający w pobliżu zwierzęta również widzieli tę parę. Kobieta i mężczyzna mieli wynosić coś z rozbitej ciężarówki. Gdy jednak policja próbowała dotrzeć do świadków tego zdarzenia, ustalono, że w dniu wypadku w pobliżu jego miejsca nikt nie wypasał zwierząt. Żadni świadkowie nie zgłosili się też, aby złożyć zeznania. Przypuszcza się więc, że była to tylko pogłoska niemająca nic wspólnego z prawdą.

Domysły

Zaginiony 10-letni Juan Pedro Martinez.

Niestety wieloletnie poszukiwania Juana nie dały żadnego efektu. Do dzisiaj nie wiemy, co stało się z chłopcem. Wiele osób zastanawiało się, co takiego mogło przydarzyć się jego rodzinie w czasie 30-minutowego przejazdu przez przełęcz. Trudno jest ustalić wiarygodną wersję wydarzeń, która tłumaczyłaby wypadek i zaginięcie Juana. Niektórzy przypuszczają, że rodzina padła ofiarą przypadkowego spotkania z handlarzami narkotyków.
Mówi się, że rano w Somosierrze na trasie przejazdu ciężarówki policja prowadziła rutynową kontrolę samochodów, chociaż oficjalne źródła nie potwierdzają tej informacji. Jeśli jednak tak faktycznie było, to handlarze narkotyków mogli zmusić kierowcę ciężarówki do zatrzymania się, a następnie kazać mu przewieźć narkotyki przez punkt kontrolny.

Rodzina prowadząca legalnie ciężarówkę nie wzbudziłaby bowiem podejrzeń policji. Handlarze mogli wziąć syna Andresa jako zakładnika, tak by mieć pewność, że rodzice nie zaalarmują funkcjonariuszy przy przekraczaniu punktu kontroli. W ciężarówce znaleziono wprawdzie ślady heroiny, ale nie w kabinie, a w samej cysternie.
Czy jest możliwe, żeby handlarze umieścili w niej narkotyki, nie zdając sobie sprawy z tego, że jej zawartość zniszczy cały pakunek?
Czy byłoby to w ogóle możliwe technicznie? Do teorii o porwaniu nie pasuje zachowanie Andresa.
Jeśli ktoś porwałby jego syna, nie miałby on powodu z premedytacją rozpędzać się i powodować wypadku. Nie zgadza się też czas postoju.
Wydaje się, że porwanie dziecka i przekonanie jego rodziców do przemytu narkotyków powinno zająć więcej czasu niż tylko kilkadziesiąt sekund. Policja dodatkowo przyjrzała się przeszłości Andreasa, szukając jakichkolwiek powiązań z biznesem narkotykowym w przeszłości, jednak nic takiego nie znaleziono.

Hipotezy

Niektórzy twierdzą, że w czasie podróży przez przełęcz doszło do porwania dziecka, a narkotyki nie miały z tym związku. Być może ktoś obserwował rodzinę w zajeździe, a następnie podstępem zmusił kierowcę do zatrzymania się na trasie, porwał dziecko i zaczął uciekać innym pojazdem. Ojciec mógł próbować dogonić samochód porywaczy i przez to spowodował wypadek. Ta teoria jest możliwa, nie ma jednak żadnych dowodów na jej potwierdzenie.
Są też osoby, które sądzą, że ktoś po wypadku faktycznie mógł zabrać dziecko do swojego samochodu, aby zawieźć je do szpitala. Chłopiec mógł umrzeć po drodze, a osoby te mogły pozbyć się jego ciała, bojąc się pytań i ewentualnego poniesienia konsekwencji. Teoria ta nosi nazwę “teorii o dobrym Samarytaninie”, jednak ta teoria jest mało prawdopodobna.

Zaginiony 10-letni Juan Pedro Martinez.

Zaginiony

Pomimo 30 lat od tragicznego wypadku, setek tysięcy rozwieszonych plakatów oraz licznych telefonów od informatorów do dziś nie udało się wyjaśnić, co stało się z chłopcem, którego dane ciągle widnieją wśród osób zaginionych.

Sama sprawa zaś pozostaje jedną z najbardziej tajemniczych. Po nagłośnieniu sprawy zaginięcia Juana, na policję kilka razy zgłaszały się osoby, które miały widzieć chłopca w różnych rejonach Hiszpanii. Jedna z tych osób była wręcz pewna, że widziała chłopca w Madrycie ze starszą kobietą mówiącą z obcym akcentem. Żadne z tych zgłoszeń nie zostało jednak potwierdzone. Juan nadal uznany jest za osobę zaginioną. Jeśli żyje, ma w tej chwili 46 lat.

Autor: ZPL

Źródło: Tajemnicze zniknięcie: Juan Pedro Martinez – We Just Nerd Here Podcast (wordpress.com)

 

Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco, zapraszamy do naszego serwisu ponownie! Jeśli. Dlatego

Może zainteresować Cię: Wuttisan Wongtalay – powiesił 11-miesięczną córkę na oczach widzów (zaginieniprzedlaty.com)

Exit mobile version