Zaginieni Przed Laty

Zaginione studentki zostały spalone w kominku

Zaginione studentki spalone w kominku.

Hania, studentka pielęgniarstwa, konie uwielbiała całym sercem. Od małego jeździła i pomagała w stadninie. Pasja nie przeminęła nawet w trakcie studiów – każdy weekend spędzała w Zwierzyńcu, pomimo że w jedną stronę jechała dwie godziny. W marcu 1993 roku swoją pasją Hania próbowała zarazić koleżankę Iwonę, poznaną na uczelni jesienią 1992 roku.

Zaginione studentki

Młode kobiety do Zwierzyńca pojechały autobusem, a ostatnie kilka kilometrów do celu przeszły pieszo. Miały wrócić w niedzielę wieczorem, każda do siebie. Hania co weekend wynajmowała pokój od miejscowego drwala, Mariana i tym razem miało być podobnie. Dziewczyny przyjechały w piątek, 12 marca 1993 roku, a sobotę bez przeszkód spędziły w siodłach.

W sobotni wieczór gospodarz Marian zaprosił na zakrapianą posiadówkę swojego młodszego brata Józefa, ich wujka Henryka i kolegę Piotra. Do mężczyzn dołączyły studentki, wypiły kilka drinków. Iwona wpadła w oko gospodarzowi, ale nie odwzajemniła jego zainteresowania, a namolnego i pijanego Mariana potraktowała gazem. Drwal powalił Iwonę jednym ciosem w twarz, a dziewczyna uderzyła głową o kant kominka.

Hania w czasie zabójstwa koleżanki była przed domem, a kiedy wróciła, bracia postanowili pozbyć się niewygodnego świadka. Krzyki mordowanej studentki nie wzruszyły Henryka i Piotra, którzy wkrótce opuścili miejsce zbrodni.

Kiedy i Józef opuścił dom brata, Marian rozczłonkował ciała młodych kobiet i przez całą noc palił je w kominku. Z pomocą Henryka następnego dnia usunął większość śladów krwi oraz pozbył się kości, wyrzucając je do stawu i rowu melioracyjnego.

To morderstwo w małej wsi w Puszczy Noteckiej wstrząsnęło całym krajem.

Gdzie są dziewczyny? Zaginione studentki

Wyjazd miał zakończyć się powrotem do domu w niedzielę wieczorem. Rodzice Hani uznali, że spóźniła się na ostatni autobus powrotny do Poznania lub postanowiła przeczekać kapryśną pogodę w stadninie.

W dzisiejszych zaginięciach po kilku godzinach od zgłoszenia na Facebooku widnieją zdjęcia osób zaginionych, a policja sprawdza logowania telefonu i nagrania z monitoringów. Dzięki zaangażowaniu obcych ludzi, udostępniających wizerunki i informacje, zaginieni często wracają do domów po kilku dniach.

W 1993 roku o komórkach można było pomarzyć, a nawet gdyby Hania czy Iwona miały telefon, pewnie nie miałyby zasięgu w Puszczy. Rodzice studentek musieli więc polegać na domysłach. Zaginięcie Hani zgłoszono dopiero w poniedziałek, po przepytaniu znajomych z uczelni, a Iwony dopiero dwa dni później.

Marian zeznał policji, że w sobotę przed północą pokłócił się z lokatorkami i kazał im opuścić mieszkanie. Dziewczęta zabrały rzeczy i wyszły. Co zastanawiające, pozostawiły swojego psa. W mieszkaniu, oprócz gospodarza, przebywał jego wuj, który jednak twierdzi, że nie słyszał odgłosów kłótni, bowiem wypił trochę alkoholu i poszedł wcześnie spać. Wszyscy czterej mężczyźni złożyli spójne zeznania.

Studentek przez trzy tygodnie poszukiwało 200 osób, ale bez skutku. Szeroko zakrojone śledztwo nazwano najdroższym w historii ówczesnego województwa gorzowskiego. Niestety policja przeprowadziła oględziny miejsca niedokładnie oraz błędnie uznano, że ciał nie da się spalić w kominku. Z braku dowodów z końcem roku 1993 roku prokuratura umorzyła śledztwo.

 

Nietypowe metody śledczych

Rodzice Hani i Iwony złożyli zażalenie, a sprawa została przeniesiona do Prokuratury Wojewódzkiej w Gorzowie. Jak to zwykle bywa, pod nowym kierownictwem śledztwo nabrało wiatru w żagle. Nowy prokurator postanowił rozpuścić w okolicy plotkę, że mają nowe dowody i już wkrótce zatrzymają winnych.

Zaginione studentki zostały spalone w kominku
pixabay.com

Nietypowe zagranie śledczych okazało się dobrym posunięciem, bo Henryk udał się do sąsiada z prośbą o zapewnienie mu alibi na dalszą część wieczoru. Sąsiad natychmiast poinformował policję, a Henryk tym razem zmienił swoje zeznania.

 

“Całe zło przez wódkę się stało (…) (Iwona) miała dość podpitego amanta… Wyciągnęła gaz, bo nie mogła sobie z nim poradzić. No to Marian ją uderzył, a łapę to on ma jak niedźwiedź!”.

 

Na podstawie jego zeznań wypompowali wodę z pobliskiego stawu, gdzie znaleźli ludzkie kości. Policji pozostało “złamać” pozostałą trójkę, ale Józef i Marian szli w zaparte. Gospodarz przyznał się do winy dopiero po badaniu wariografem, ale później wielokrotnie zmieniał wersję zdarzeń. Przed sądem wziął na siebie całą winę, aby uchronić brata przed karą.

Ostatecznie Marian S. został skazany na 25 lat więzienia, Józef S. na 15 lat. Na 3 lata więzienia skazano ich wuja Henryka P. za pomoc w zacieraniu śladów zbrodni, a na 1,5 roku więzienia ich znajomego Piotra A. za to, że nie powiadomił o zabójstwie organów ścigania i składał fałszywe zeznania.

Autor: Paulina K.

Źródła: Zamordowali dwie studentki i ciała spalili w kominku – plus.gazetalubuska.pl

Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco, zapraszamy do naszego serwisu ponownie!

Może zainteresować Cię również: Horror w Izdebkach – strach, przemoc i zaginięcie 12-latka (zaginieniprzedlaty.com)

Exit mobile version