Tomasz Jaworski został zamordowany. Ta makabryczna zbrodnia wstrząsnęła wówczas całą Polską. W nocy z 13 na 14 czerwca 1997 roku na grupę młodych ludzi, świętujących przy ognisku zdanie matury, napadła banda uzbrojona w kije baseballowe. Ich przypadkową ofiarą był 19-letni Tomek. Zanim go zabito, przez kilkanaście godzin był przetrzymywany i torturowany.
Młody chłopak
Tomasz miał 19-lat. Był młodym i utalentowanym chłopakiem. Bez wątpienia, miał wiele marzeń i całe życie przed sobą. Rodzice byli z niego bardzo dumni. Był wzorowym uczniem, zawsze uśmiechniętym i gotowym do pomocy innym. Tomasz wkraczał w dorosłość z wielkimi planami na przyszłość. Chciał projektować drapacze chmur. W tragiczny piątek zdawał pierwszy egzamin na wymarzoną architekturę na Politechnice Warszawskiej. Nawet przez chwilę nie przypuszczał, że umrze w męczarniach w tak młodym wieku. Z pewnością rozpacz bliskich była tak silna, że ich serca pękały każdego dnia.
Tragiczny dzień
13 czerwca 1997 roku, o godzinie 20.00, Tomasz świętował ze znajomymi zdanie egzaminu dojrzałości. W związku z tym zorganizował imprezę ogniskową, która odbywała się na polanie w Warszawskim Parku Młocińskim. Prawdopodobnie na ognisku było około 30-osób. Około godziny 23:00 atmosfera popsuła się. Na imprezę wtargnęła banda pijanych młodzików z Łomianek. Początkowo chcieli dołączyć do ogniska. Kiedy jednak jeden z maturzystów kazał im dorzucić drzewa do ogniska, nieproszeni goście poczuli się urażeni wydawaniem im poleceń. W związku z tym, odeszli i udali się do pobliskiego baru. Spotkali wówczas znajomą, 24 letnią Monikę Sz. i jej kolegów. Wspólnie zdecydowali, że muszą dać nauczkę młodzieży z ogniska.
Tymczasem spotkanie maturzystów dobiegło końca. O północy na polanie pozostało zaledwie osiem osób. Wtedy przyjechały dwa samochody: Polonez (w nim banda z Łomianek) i Fiat 125 p (z grupą Moniki). Około dziesięciu osób wysiadło z aut. W rękach trzymali kije baseballowe. Zaczęli brutalnie atakować pozostałych na polanie maturzystów.
Koszmar
Tomasz i jego znajomi zaczęli uciekać. Próbowali schować się w pobliskim lesie, jednak bandyci szybko ich dogonili. Bili i kopali swoje ofiary po głowie, nogach i plecach. Prawdopodobnie pierwszą ofiarą był Konrad M., który został brutalnie pobity. Następnie Jarosław K., przyjaciel Tomka, otrzymał ciosy w głowę butelką i kijem. W pewnym momencie jeden z napastników rzucił hasło, aby rozbić zaparkowany nieopodal samochód marki Ford. Ofiary miały zatem czas, by ukryć się przed agresywną bandą. W samochodzie był Marek G. z dziewczyną. Para nie należała do klasy Tomka. Napastnicy zaczęli okładać samochód kijami baseballowymi. Marek G. próbował uciec z auta. Podczas ucieczki uszkodził samochód jednego z napastników. Bandyci chcieli złapać jednego z maturzystów, który wskazałby im właściciela zdewastowanego przez nich Forda. W związku z tym, oprawcy wrócili na polanę, gdzie ukryła się reszta maturzystów. Grozili użyciem broni, jednak należy podkreślić, że jej nie posiadali. Bez wątpienia, w ten sposób chcieli zmusić ukrywających się maturzystów, by wyszli z kryjówki.
Okrucieństwo
Tomasz wyszedł ze swojej kryjówki. Prawdopodobnie chciał ochronić resztę znajomych. Napastnicy uznali, że chłopak z pewnością zna właściciela Forda. Powalili go zatem na ziemię i bili go kijem baseballowym. Na koniec podjęli decyzję, że uprowadzą pobitego. Wrzucili go do bagażnika, uderzając przy tym klapą w głowę. Początkowo rozproszeni po lesie maturzyści nie zauważyli, że Tomek został uprowadzony. W tym samym czasie Marek G.- właściciel Forda – zawiadomił policję o brutalnym napadzie na polanie w Lasku Młocińskim.
Uprowadzenie
Tomek został przywieziony do mieszkania Moniki Sz. na warszawskim Bródnie. Tam grupa napastników urządziła sobie libację. W trakcie imprezy bandyci zabawiali się torturowaniem Tomka. Robili to w sposób, jaki podpatrzyli na filmach. Bili go kijem baseballowym, obcinali mu włosy, grozili tasakiem. Tomek był bity przez cały następny dzień, 14 czerwca. Bezsprzecznie, cierpiał niewyobrażalne męczarnie. Później oprawcy dowiedzieli się, że w sąsiednim bloku mieszka rodzina Tomka. Monika- przywódczyni bandy- podjęła decyzję, co dalej zrobią z ofiarą. Chłopak był dla nich niebezpieczny, ponieważ gdyby go wypuścili z pewnością wskazałby miejsce przetrzymywania.
Plan
Bez wątpienia, brutalny mord na maturzyście został dokładnie zaplanowany. Tomasz K. dostarczył nóż i łopatę. Agresorzy napełnili kanister benzyną. Monika Sz. kazała kupić sznur. To ona dowodziła całą sprawą. Była mózgiem tej zbrodniczej akcji, kierując nią od początku do końca. Około godz. 22:00 Monika Sz., Tomasz K. i Marek Sz. – wyprowadzili Tomka do samochodu. Oprawcy zatrzymali się nad Kanałem Żerańskim w Białołęce. Podczas gdy mężczyźni kopali dół, kobieta wskazała egzekutora: zabić miał Tomasz K. Mężczyźni wyprowadzili ofiarę do wykopanego dołu.
Mord
Tomasz bez wątpienia był już wycieńczony- nie miał siły by prosić o litość. W związku z tym, ostatnie słowa, które wypowiedział do kata brzmiały: “Dobij mnie” . Tomasz K, zadał mu cztery śmiertelne ciosy w okolice serca. Przywódczyni sprawdziła, czy Tomek nie żyje. Na koniec przydepnęła go butem niczym najgorszego śmiecia. Ciało Tomka oblano benzyną i podpalono. Nadpalone zwłoki zasypano ziemią. Prawdopodobnie, po powrocie do mieszkania libacja morderców nadal trwała. Marek Sz. przyznał się koledze, który uczestniczył w maltretowaniu Tomka – Robertowi W.- co zrobili maturzyście. Później cała trójka ukryła samochód, pozbyła się rzeczy Tomka i sprzątnęła mieszkanie. Na sam koniec pojechali na wycieczkę do Ciechanowa, jak gdyby nigdy nic się nie stało.
Zgłoszenie zaginięcia
W sobotę rano, kiedy Tomek nie wrócił do domu, jego rodzice złożyli zawiadomienie o zaginięciu syna. Ich niepokój wzmógł dziwny telefon- około czwartej nad ranem nieznana rozmówczyni mówiła o uszkodzonym Fordzie i dopytywała się, jakim samochodem chłopak przyjechał na ognisko. Istotne w tej sprawie jest to, że gdyby policja zareagowała na samym początku, można było jeszcze uniknąć strasznej tragedii. Od momentu zgłoszenia zaginięcia chłopaka do jego zamordowania upłynęło około 20 godzin. Policja zareagowała dopiero, gdy rodzice zaginionego przekazali im informację od kolegi syna, według którego na polanie doszło do napadu. Akcja pościgowa warszawskiej policji rozpoczęła się zatem dopiero w sobotę wieczorem. W rezultacie było już za późno na ocalenie Tomka.
Zatrzymanie sprawców
Przełom w sprawie nastąpił 16 czerwca. Wtedy policja aresztowała Roberta W. – właściciela Fiata 125 p. Istotnie, przyznał się on do pobicia i porwania Tomka oraz wskazał sprawców morderstwa. W związku z tym, wieczorem tego samego dnia aresztowano kolejne trzy osoby, w tym Monikę Sz. W lasku nad Kanałem Żerańskim odnaleziono zwłoki chłopaka, zakopane kilkadziesiąt centymetrów pod ziemią.
Morderstwo Tomasza wpisuje się w czarną serię zbrodni popełnianych przez gangi młodych ludzi. Godne uwagi jest to, iż 23 czerwca 1997 roku ulicami Warszawy przeszedł czarny marsz w proteście przeciwko przemocy. Około czterech tysięcy osób oddało hołd Tomaszowi. Wśród nich była jego rodzina, znajomi, koledzy z klasy, a także świadkowie dramatycznych wydarzeń na polanie. Na czele pochodu niesiono czarny transparent: “Tomek nie żyje, bestialsko zamordowany bez żadnej przyczyny”.
Wyrok
W maju 1998 roku przed stołecznym Sądem Wojewódzkim ruszył proces o zabójstwo Tomka. Na ławie oskarżonych siedziało dziewięć osób. Trójce z nich: Monice Sz., Tomaszowi K. i Markowi Sz. prokurator zarzucił dokonanie zabójstwa, pozostałym sześciu oskarżonym zarzucono m. in. udział w rozboju, uprowadzenie, niepowiadomienie o zabójstwie. Monika Sz. przez cały proces nie przyznała się do udziału w zabójstwie. Twierdziła, że nie wiedziała, iż zabito Tomka, miała dowiedzieć się o tym dopiero na komendzie.
Przed sądem do zabójstwa przyznał się Tomasz K.- to on zadał ofierze śmiertelne ciosy nożem. Na koniec prosił rodziców Tomka o przebaczenie. Natomiast Marek Sz. – trzeci współoskarżony o zabójstwo- przed sądem przyznał się tylko do uprowadzenia i przetrzymywania Tomka w mieszkaniu Moniki, oraz do obecności na miejscu zbrodni. Według niego i Tomasza K., Monika była odpowiedzialna także za śmierć innej kobiety.
Kolejne ofiary
W związku z informacją od Tomasza K., wszczęto osobne śledztwo w sprawie uprowadzenia Anety D. przez Monikę. Zakończyło się ono aktem oskarżenia. W 2003 r. sąd rejonowy w Otwocku (sąd I instancji) w wydanym wyroku uznał Monikę Sz. współwinną porwania Anety D. Ciała zaginionej nigdy nie odnaleziono.
Wyrok sądu I instancji w sprawie zabójstwa maturzysty został ogłoszony 19 listopada 1998 roku. Główni oskarżeni w sprawie zostali uznani winnymi zabójstwa Tomasza. Według sądu, Monika Sz. była “mózgiem zbrodniczej akcji” i została skazana na dożywocie, Tomasz K. był “wykonawcą zadania” – w jego przypadku również orzeczono dożywocie. Zdaniem sądu odpowiedzialnym za zabójstwo Tomka był też Marek Sz. W wyniku zastosowanego wobec niego nadzwyczajnego złagodzenia kary (ujawnił informacje istotne dla sprawy) został skazany łącznie na 15 lat pozbawienia wolności.