Zaginieni Przed Laty

Odnalazła matkę po 37 latach. Historia pani Jolanty Hejny i jej córki, Moniki

Każdy ma swój koniec świata. 

Mówi się, że każdy ma swój koniec świata. Dla niektórych może być to utrata pracy, dla innych rozstanie, czy choroba w rodzinie. Gdzie leży twój koniec świata? Każdy z nas kiedyś znalazł się w życiu w sytuacji, z której nie widział wyjścia. Każdemu z nas kiedyś zawalił się świat. Jednak scenariusze pisane przez życie nieraz zaskoczyłyby najbardziej kontrowersyjnego scenarzystę, więc warto czekać na swój zwrot akcji. Dowodem na to jest historia pani Jolanty Hejny.

Pani Jolanta dorosnąć musiała bardzo szybko. Rodzina nie stroniła od alkoholu, mimo piątki dzieci. Tylko dwoje pozostało w domu rodzinnym, w tym pani Jolanta.

Nastoletnia ciąża, która była wynikiem osobistej tragedii – gwałtu, spotkała się z presją otoczenia. Bo przecież ciążę można usunąć, pozbyć się problemu podczas jednego zabiegu. Wtedy właśnie pani Jolanta pomyślała „nie, dziecko nie jest niczemu winne” i w wieku 15 lat, kiedy większość rówieśniczek kłóciło się z rodzicami, czy mogą pomalować rzęsy tuszem do szkoły, pani Jolanta postanowiła podjąć się wychowywania dziecka.

A rówieśnicy nie oszczędzali przykrych słów. Ciąża w takim wieku w tamtych czasach była zawsze sensacją w społeczności.  Wciąż nie jest to powszechne zjawisko, które obejdzie się bez komentarzy otoczenia, jednak dziś nastoletnie matki mogą liczyć na więcej wsparcia. Szczególnie, jeżeli ciąża jest efektem przestępstwa. Dziś możemy szukać pomocy w Internecie w każdej dziedzinie życia. W serwisie YouTube można znaleźć kanały poświęcone macierzyństwu w wieku nastoletnim, dzięki czemu można poczuć, że nie jest się samemu wśród całego ogromu stresu i problemów związanych z byciem rodzicem w młodym wieku. Większość materiałów ma pozytywny wydźwięk. Można przeczytać, posłuchać i zobaczyć na własne oczy, że mimo wszystko było warto i że warto przetrwać, bo nagroda za tę wytrwałość jest bezcenna. Jednak bohaterka dzisiejszego artykułu nie mogła liczyć na cień tego wsparcia, o którym mowa. Nawet rodzice pozostawali obojętni, a sąsiedzi wyśmiewali pod nosem.

Mimo wszystko postanowiła urodzić. 9 miesięcy później w poznańskim szpitalu przyszła na świat śliczna dziewczynka, nadano jej imię Monika. Młoda mama od razu zakochała się w swojej córeczce, wiedziała, że od teraz to jej dobro jest na pierwszym miejscu,  że już zawsze będzie miała kim się opiekować… Los jednak zadecydował inaczej.

Pani Jolanta miała okazję wychowywać swoją córkę tylko 3 lata. Był to ciężki czas, opiekę prawną przejęli dziadkowie Moniki a pani Jolanta w tym czasie ciężko pracowała. Pewnego dnia wróciła z pracy do domu i zorientowała się, że Moniki nie ma. Rodzice w tym czasie pozostawali pod wpływem alkoholu. Musiała pytać sąsiadów, gdzie jest jej dziecko i dowiedziała się, że dom odwiedziła policja i Monika została zabrana.

Jako, że prawnymi opiekunami Moniki byli dziadkowie, jej matka nie mogła jej nawet odwiedzać w domu dziecka, do którego trafiła. Podglądała córkę bawiącą się w piasku przez dziurę w desce… Pewnego dnia już jej nie było. Jedna z opiekunek domu dziecka poinformowała panią Jolantę, że mała została adoptowana i już nie wróci. Serce pani Jolanty pękło wtedy w pół.

Przenosimy się do lipca 2018. Lotnisko Ławnica w Poznaniu.

Tłum ludzi, hałas startujących i lądujących samolotów, zewsząd dobiegał dźwięk kół walizek toczonych po posadzce. Pani Jola z mężem, córką i jej rodziną przeszła właśnie odprawę przed lotem do Bułgarii. Nagle dzwoni telefon. Pani Jolanta odbiera, a jej mąż obserwuje nietypowy grymas na jej twarzy. Dzwonił brat pani Jolanty a ona w słuchawce usłyszała słowa, na które czekała od 37 lat.

Monika ciebie odnalazła – powiedział.

Kilka miesięcy później pani Jolanta siedziała w samolocie do Szwecji, bo tam mieszka Monika. – Przez półtorej godziny lotu z Polski do Szwecji rozmyślałam o tym, jaka ona będzie. Czy poda mi tylko dłoń, czy rzucimy się sobie w ramiona. Bałam się, że będzie mieć do mnie żal, pretensje… Ale wystarczyło jedno spojrzenie, by wszystkie obawy minęły. W dorosłej kobiecie rozpoznałam swoją małą córeczkę. Jej uśmiechniętą twarz zapamiętałam, podglądając ukradkiem jej zabawy zza bramy domu dziecka – mówiła Pani Jolanta w wywiadzie dla Głosu Wielkopolskiego.

Dziś utrzymują codzienne relacje, rozmawiają przez telefon, spotykają się, spędzają czas matki z córką, nadrabiają ten, który został im odebrany. Ta historia uczy nas, że nieważne jak źle układa się w życiu, wszystko może prowadzić do szczęśliwego zakończenia. Nawet, jeżeli trzeba na nie czekać kilkadziesiąt lat.

http://dziennikbaltycki.pl

Exit mobile version