Zaginieni Przed Laty

1 listopada to czas kiedy pamiętamy. To czas zadumy i wspomnień

Zabójstwo niewinnego, bezbronnego dziecka to najgorsza zbrodnia, jakiej może dopuścić się matka. Ciężko pojąć, czym kieruje się kobieta, która postanawia odebrać życie swojej córce lub synowi. Ciężko zrozumieć, że matka przyzwala na okrutne znęcanie się na swoim dziecku, mężczyźnie, który mial ich kochać.
Niemal natychmiast pojawia się pytanie – czy tym przerażającym zbrodniom można było zapobiec ?

Dzisiaj ze względu na zbliżający się dzień Wszystkich Świętych, chciałam Państwu przypomnieć o niektórych aniołkach, dla których los okazał się być okrutny, a tym artykułem uczcić ich pamięć.

Przeglądając grupy o nazwie „ KU Pamięci Dzieciom Zakatowanym ” I „Pamięci Zakatowanym Dzieciom” nie sądziłam, że spotkam się z aż tak wielkim okrucieństwem ze strony dorosłych, w stosunku do niewinnych i bezbronnych dzieci.
Przeczytałam kilka opisanych historii. Niektórych nie potrafiłam doczytać do końca. Najczęściej aktu przemocy i zbrodni na dziecku dopuszczają się partnerzy kobiet, tak zwani konkubenci.
Kobiety (matki krzywdzonych aniołków), które z jakichś powodów nie reagują i tym samym przyzwalają na cierpienie psychiczne oraz fizyczne dzieci, w tym ich molestowanie, pośrednio przyczyniają się do ich  śmierci.

Na pewno wielu z Państwa znany jest prześliczny chłopczyk o imieniu Bartuś, którego historii nie da się przeczytać do końca . To jedna z najbardziej przerażających zbrodni na dziecku, której dopuścili się tak zwani „rodzice”.

Bartuś Kwiatkowski – 24.12.2004 -18.05.2008 miał 3.5 roku.

Wigilijny Aniołek 

Bartuś Kwiatkowski – 24.12.2004 -18.05.2008, żył 3.5 roku.

Do tej potwornej tragedii doszło w maju 2008 roku w Kamiennej Górze (woj. dolnośląskie).
Koszmar małego Bartusia zaczął się jednak znacznie wcześniej. Iwona Kwiatkowska zamieszkała z Mariuszem Vaćkarem w listopadzie 2007 roku, zaledwie miesiąc po tym jak poznała młodszego o blisko 10 lat mężczyznę w domu publicznym, w którym pracowała.

Nowe życie

Do domu nowego konkubenta z Kamiennej Góry kobieta zabrała ze sobą Bartusia, najmłodsze z sześciorga swoich dzieci. Pozostałe jej dzieci trafiły do domów dziecka, a jedno zmarło.
W mieszkaniu Vaćkara chłopiec był brutalnie bity pod byle pretekstem, np. gdy nie chciał pójść do toalety, a nawet, gdy prosił o jedzenie.
Iwona Kwiatkowska nie reagowała… Z obojętnością patrzyła, jak mężczyzna znęca się nad jej synkiem.

 

Morderca Mariusz Vaćkar

Dramat chłopca

Kiedy przy obiedzie chłopczyk zaczął marudzić, mężczyzna nerwowym ruchem złapał go za rękę i wyprowadził z pomieszczenia, w którym jedli. Następnie z całej siły rzucił malcem o łóżko. Przerażonemu chłopcu wypadło z buzi jedzenie. – Wujek, nie bij! Za co mnie bijesz?- Bartuś zanosił się głośnym płaczem. Kulił się ze strachu. Małymi rączkami zakrywał się przed ciosami, które padały na jego drobne ciało.
Mariusz nie zważał na zawodzenie malca. Z całej siły bił go na oślep kablem. Kiedy Bartuś osunął się na podłogę, zwyrodnialec chwycił go za rączkę i zaczął wymierzać kolejne kopniaki. Otwartą ręką bił dziecko po twarzy. A Iwona, matka chłopca, bezczynnie przyglądała się, jak konkubent katuje jej synka.

Kobieta nie przejęła się, że malec po wszystkim skarży się na bóle brzuszka. Dzień później Mariusz ponownie znęcał się nad dzieckiem. Tak mocno wymierzył cios w twarz Bartusia, że ten uderzył
główką o piec kaflowy.

Koszmar chłopca powtórzył się także następnego dnia. Furiat najpierw okładał siedzącego na łóżku malca kablem. Kiedy zapłakane dziecko szukało schronienia u matki, psychopata chwycił go za ubranko i zaczął kopać po nogach i plecach.
Bił systematycznie, z krótkimi przerwami na papierosa.
Zabójca katował go pasem ze sprzączką, gumowym wężem i kablem. Bił pięściami po genitaliach. Gdy zmaltretowane dziecko dostało biegunki i brudziło bieliznę – było karane. Oprawca nie przestawał bić Bartka, choć skóra chłopca pękała na jego oczach.

Śmierć

Chłopiec nie miał już siły płakać, był tak obolały, że nie chciał być już nawet dotykany przez matkę. Nie chciał, aby brała go na ręce. Bolało go całe malutkie ciałko. Aby uniknąć dalszego katowania malutki Bartuś położył się w łóżeczku i już tylko leżał….cichutko.

W nocy chłopiec dostał biegunki, bardzo wysokiej gorączki i majaczył.
Jedynym ludzkim odruchem ze strony wyrodnej matki było zaniesienie konającego dziecka na pogotowie.

Zabójcy Bartusia, Mariusz Vaćkar I Iwona Kwiatkowska

Zdaniem lekarzy chłopiec nie żył od kilku godzin.
Bartuś, jak wykazała sekcja zwłok, był maltretowany od kilku miesięcy.
Dziecko zmarło z powodu odniesionych obrażeń, m.in. obrzęku i krwiaka mózgu oraz krwotoku wewnętrznego w okolicach lędźwiowych. Na ciele chłopca nie było miejsca bez rany. Miał uraz czaszki, oka, posiniaczony brzuch, nogi, plecy i ręce. Jego jedno jądro wypełnione było krwią, która przelała się tam z pękniętej wątroby i śledziony. Lista obrażeń chłopca zawierała pełną kartkę maszynopisu.

Fot. Z kartoteki policyjnej

Babcia

Po tragedii babcia Bartusia zrozumiała słowa, jakie chłopiec miał wypowiedzieć, gdy zaczynał już mówić. “Mamusia mnie nie kocha”. Zrozumiała że jej wnuk, szukał ratunku. Ten malutki chłopczyk nie zaznał nigdy niczego dobrego. Nie znał rodzinnego ciepła, ani delikatnego dotyku. Nie bawił się tak jak inne dzieci. Nie znał niczego poza biedą i okrucieństwem. Jego dramat jest tym większy, że wielu ludzi wiedziało o horrorze, który rozgrywał się w domu rodzinnym chłopca. Babcia, biologiczny ojciec, sąsiedzi, a nawet kuratorka. Nikt nie zrobił nic, aby mu pomóc. Nikt nie przejął się jego losem.

“To nie jest moja sprawa”, “Nie wiedziałam co mogę zrobić”, “Starałem się nie zwracać na to uwagi”, “Nie sądziłem, że może się stać taka tragedia”.
Gdyby ktokolwiek zareagował, chłopiec nadal by żył.

Wyrok

Oprawca Bartusia został skazany na dożywocie za zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem.
Matce Bartusia sąd zmienił kwalifikacje czynu, z nieudzielania pomocy, na pomocnictwo w zabójstwie i skazał ją na 15 lat więzienia. Kuratorka, która nadzorowała matkę chłopca została skazana na pół roku więzienia w zawieszeniu oraz dwa lata zakazu wykonywania zawodu. Nikt ze skazanych nie poczuwa się do winy. Konkubent i matka twierdzą, że wyrok jaki dostali jest zbyt surowy.

Oskarek Małgorzaciak 4 latka
02.02.2002-02.03.2006

Oskar

Oskar konał samotnie w milczeniu

Nie płakał z bólu, bo się bał. Nie wołał o pomoc, bo mama go nie broniła. Nie prosił o litość, bo jej nie zaznał… Opis ran na jego ciele przypomina uszkodzenia u ofiary średniowiecznych tortur. Dlaczego spotkał go tak okrutny los?

Tej sprawy jednak nie potrafię Państwu opisać. Moja wyobraźnia czytając to, co spotkało tego prześlicznego malca mi na to nie pozwala.
Osoby o silnych nerwach, które chciałyby poznać los, jaki spotkał tego aniołka, odsyłam do grupy zajmującej się tą smutną tematyką https://www.facebook.com/groups/195715061056712/?ref=sharelub do samego artykułu.

link:https://www.facebook.com/456893188040886/posts/528534697543401/?d=n

Michałek

Drugą z takich spraw, gdzie początkowo wszystko wskazywało na udział matki, jest zabójstwo 4- letniego Michałka S.

Michałek S

19 stycznia 2001 r. około południa, 22-letni Robert K. i jego kolega 19-letni Daniel S. przyszli do przedszkola na warszawskiej Woli w celu wcześniejszego odebrania chłopca z placówki . Personelowi przedszkola Robert K. był znany jako obecny partner matki chłopca, Barbary S.
Gdy malec zobaczył “tatusia” (bo tak zwracał się do ojczyma), bardzo się ucieszył i rzucił mu się na szyję.
Następnie cała trójka udała się na ”spacer”.

Zaginięcie

Jak się jednak potem okazało, podczas tego spaceru Michałek miał zaginąć.
Jeszcze tego samego dnia, na policję wpłynęło oficjalne zgłoszenie zaginięcia synka- zgłaszającym jest matka oraz jej partner.

4-letni Michałek S

Nazajutrz, 20 stycznia 2001r o świcie, wędkarz łowiący ryby w okolicach mostu Grota Roweckiego zauważył w Wiśle ciało dziecka. Zawiadomił policjantów. Kiedy wyciągnięto zwłoki na brzeg, okazało się, że ciało było tak zamarznięte w bryle lodu, że nie można było na miejscu przeprowadzić oględzin lekarskich. Wówczas nie wiadomo było jeszcze czy dziecko zostało zamordowane, czy też był to nieszczęśliwy wypadek. Policjanci szybko ustalili, że są to zwłoki zaginionego dzień wcześniej 4-letniego Michałka S. Kolejne dni śledztwa miały ujawnić szokującą prawdę o ostatnich momentach życia chłopca…

Zatrzymanie

Po odnalezieniu ciała chłopca 20 stycznia, policja zatrzymała do wyjaśnienia Roberta K, a następnie Daniela S. Według doniesień prasowych z tego okresu, w trakcie przesłuchań zatrzymani – Robert K. i Daniel S. kilkakrotnie zmieniali wersję zdarzeń, wyjaśniającą co stało się z Michałkiem po zabraniu go z przedszkola. Początkowo Robert K. twierdził, że odebrał chłopca z przedszkola, ale później miał go przekazać koledze. Z kolei Daniel S. utrzymywał, że w ogóle nie miał kontaktu z dzieckiem. W kolejnej wersji Robert K. zeznał, że chłopiec wpadł do wody podczas spaceru. W końcu w jego zeznaniach pojawił się wątek zabójstwa – chłopca do wody miał wrzucić Daniel S.

Wizja lokalna

Sprawa trafiła do prokuratury i już 23 stycznia Robert K. przyznał się przed prokuratorem do utopienia dziecka. Zbrodni miał dokonać z Danielem S, który później potwierdził swój udział w mordzie. Gdy mężczyźni opisywali ostatnie chwile życia Michałka, funkcjonariusze byli zszokowani. Według zeznań Roberta K. makabryczną zbrodnię zleciła matka dziecka. Drastyczne szczegóły przebiegu akcji topienia malca miała przynieść wizja lokalna na miejscu zbrodni.

Zabili na “raz, dwa, trzy”

24 stycznia, cztery dni po wyłowieniu ciała chłopca, odbyła się wizja lokalna nad brzegiem Wisły z udziałem podejrzanych o zabójstwo czterolatka. Fragmenty nagrania wideo z wizji lokalnej pokazywano podczas konferencji prasowej, a później emitowano we wszystkich stacjach telewizyjnych. Okrucieństwo zadane chłopczykowi było przerażające. Robert K. i Daniel S. na wypełnionym piaskiem worku demonstrowali, jak wrzucili Michałka do wody.

Fot. Z kartoteki policyjnej

Do morderstwa doszło ok. 13.00, godzinę po odebraniu chłopca z przedszkola. Najpierw mężczyźni złapali wystraszonego Michałka za nogi i ręce, zaczęli kołysać ciałem chłopca. Robert zaczął liczyć do trzech. Po odliczeniu wrzucili dziecko do wody – do lodowatej Wisły, pokrytej lodem i pływającymi krami.

Tatusiu, ratuj!

Mężczyźni podali w zeznaniach, że chłopiec nie utonął od razu. Miał na sobie kurtkę, która przez jakiś czas utrzymywała go na powierzchni wody. W ostatnich sekundach życia Michałek krzyczał z całych sił: “tatusiu, tatusiu, ratuj!”. Gdy dziecko tonęło, mężczyźni odwrócili się i odeszli. Podczas wizji lokalnej mężczyźni wpadli w histerię, przerażeni własnymi czynami. Robert K. miał założoną kamizelkę ratunkową, bo groził, że popełni samobójstwo.

Z nieoficjalnych informacji które pozyskiwały media odnośnie tej bulwersującej sprawy, wynikało, że Robert K., zabił dziecko, bo przeszkadzało mu w ułożeniu sobie życie z jego matką.
Z kolei Daniel S. na postawione mu pytanie, dlaczego dopuścił się zbrodni miał powiedzieć: – “Nie wiem dlaczego to zrobiłem. Robert powiedział, żebyśmy go wrzucili, to pomogłem.”.

Fot. Z kartoteki policyjnej Robertowi K. i Danielowi S. wymierzono kary 25 i 15 lat pozbawienia wolności.

Hipotezy

W trakcie konferencji prasowej, na której pokazywano rekonstrukcję tragicznych zdarzeń z 19 stycznia, prokuratura przedstawiła wstępne wyniki śledztwa. Pojawiły się podejrzenia o kierowniczą rolę matkę w zbrodni. Kobieta miała utrzymywać stały kontakt telefoniczny z mężczyznami i w każdej chwili mogła przerwać to przestępstwo. Nie zrobiła tego.

Później w mediach pojawiła się druga wstrząsająca hipoteza: zabójcy chcieli wyłudzić odszkodowanie z polisy na życie. Według niepotwierdzonych informacji, kilka tygodni przed morderstwem Michałek miał zostać ubezpieczony. W razie jego śmierci, matka miała ponoć liczyć na odszkodowanie w wysokości 100 tys. zł. Ostatecznie prokuratura nie przyjęła tej wersji.

Cała trójka z postawionymi zarzutami trafiła do aresztu.

25 lutego 2002 r. zapadł pierwszy wyrok w tej bulwersującej sprawie. Wszyscy trzej oskarżeni zostali uznani winnymi zabójstwa Michałka. Sąd Okręgowy w Warszawie uznał, że Barbara S. poleciła i kierowała zabójstwem swojego czteroletniego syna i skazał ją na 25 lat więzienia. Sprawcom tej makabrycznej zbrodni – Robertowi K. i Danielowi S. wymierzono kary 25 i 15 lat pozbawienia wolności.

Po 20 miesiącach aresztu wyszła na wolność

We wrześniu 2002 r. warszawski Sąd Apelacyjny uchylił wyrok skazujący Barbarę S. na 25 lat więzienia i skierował sprawę do ponownego rozpoznania. Sąd Apelacyjny postanowił także uchylić Barbarze S. areszt, zastępując go dozorem. Barbara S. opuściła mury zakładu karnego po 20 miesiącach pobytu za kratkami. W wyroku z 19 września 2002 r. Sąd Apelacyjny uznał, że w pierwszej instancji zbyt pobieżnie oceniono dowody świadczące o winie oskarżonej, a także nie uwzględniono okoliczności przemawiających na jej korzyść.

Bulwersująca zbrodnia, która zszokowała opinię publiczną w styczniu 2001 r. była analizowana przez kolejne składy sędziowskie, sprawa przeszła przez wszystkie instancje sądowe, rozstrzygał ją też Sąd Najwyższy. W przypadku Roberta K. łącznie odbyły się dwa procesy, w przypadku Barbary S. – trzy. Ostatecznie Robert K. został został skazany na 25 lat więzienia, a jego pomocnik – Daniel S. na 15 lat. Po ośmiu latach od śmierci dziecka, w trzecim procesie, 16 stycznia 2009 r. warszawski Sąd Okręgowy ostatecznie uniewinnił Barbarę S., wcześniej oskarżaną o nakłanianie do zabójstwa dziecka i kierowanie nim.

100 tys. złotych odszkodowania

Po uprawomocnieniu się wyroku, Barbara S. złożyła wniosek o odszkodowanie od Skarbu Państwa za okres, który spędziła w areszcie jako podejrzana i oskarżona o udział w zabójstwie dziecka. Żądała 400 tys. zł., głównie za doznane straty psychiczne w wyniku aresztu. 28 czerwca 2011 r. Sąd Okręgowy w Warszawie uwzględnił częściowo wniosek Barbary S. i przyznał jej 100 tys. zł odszkodowania za 20 miesięcy niesłusznego aresztu. Ocenił, że na etapie śledztwa doszło do manipulacji materiałem dowodowym, w wyniku czego Barbara S. spędziła 20 miesięcy w areszcie. Uznał jej zatrzymanie za “oczywiście niesłuszne”.

“Dopóki wina nie zostanie udowodniona, osoba oskarżona jest niewinna”

Oburzenie społeczności 

Sprawa morderstwa 4-letniego Michałka w styczniu 2001 r. wywołała ogromne poruszenie wśród opinii publicznej. Każdego za serce chwytały zdjęcia wyjątkowo uroczego chłopca pokazywane w telewizji i publikowane w gazetach. Przerażał drastyczny opis morderstwa dokonanego na niewinnym dziecku, które zaufało przyjacielowi matki i traktowało go jak ojca.

Dawno już o żadnej zbrodni nie pisano i nie mówiono tak wiele. W telewizji, na łamach gazet o sprawie wypowiadali się znani politycy, prawnicy, psychologowie, filozofowie, socjologowie. Gazety publikowały zdjęcia Roberta K. i Daniela S., w telewizji przedstawiano fragmenty filmu zarejestrowanego w czasie wizji lokalnej nad Wisłą. Przez media przetoczyła się fala spekulacji co do możliwych motywów, które kierowały sprawcami. Zastanawiano się jaką rolę w przestępstwie odegrała matka.
Dyskusja objęła też inne tematy: czy zbrodni można było zapobiec?

Myślę, że w każdej z wyżej opisanej sprawy można było uniknąć, zabrakło jednak reakcji osób trzecich.
W przypadku Bartusia zawiodła kuratorka, natomiast w przypadku Michałka czujność przedszkola. Wystarczyło przed wydaniem dziecka ojczymowi skontaktować się telefonicznie z matką. Być może nie doszłoby do tej tragedii. A tym czasem uczcijmy ich pamięć i miejmy oczy i uszy zawsze szeroko otwarte.

Reagujmy! Nie bójmy się pomagać! 1 listopada zapal znicz w intencji Dzieci zakatowanych.

Exit mobile version