Zaginieni Przed Laty

W oczekiwaniu na prawdę

Sprawą Andrzeja i Łukasza od 20 lat żyje cała Polska. Historia chłopców, którzy uciekli z ośrodka w Rewalu, budzi wiele emocji, a zarazem wątpliwości. Co tak naprawdę stało się w ośrodku? Czy chłopcy faktycznie z niego uciekli? Czy Andrzej i Łukasz żyją? Co wydarzyło się tego feralnego dnia?

Rewal, nadmorska miejscowość, która co roku gości tysiące turystów, pragnących wypocząć na nadmorskiej plaży. To właśnie w tutaj, w powiecie Gryfickim, znajduje się Młodzieżowy Ośrodek Wychowawczy, do którego trafili Andrzej Ziemniak oraz Łukasz Sas.
Początek historii.

24 listopada 1998 roku, pochodzący z Myszkowa w województwie wielkopolskim, czternastoletni Andrzej Ziemniak, trafia do pogotowia opiekuńczego, skąd decyzją Sądu Rejonowego w Szamotułach, zostaje przeniesiony do Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego w Rewalu. Trafia tam w lutym 1999 roku, z powodu drobnych kradzieży, których się dopuścił.

 

Zaginiony Łukasz Sas

Łukasz Sas pochodzi z miejscowości Poganice, w województwie pomorskim. Chłopiec nie miał łatwego dzieciństwa, co wielokrotnie w wywiadach wspominała mama zaginionego, Pani Dorota: „W domu była przemoc oraz alkohol. Mąż miał na Łukasza bardzo zły wpływ. Po czasie okazało się, że dopuszczał się również molestowania naszej córki. Czy Łukasz również mógł być ofiarą ojca?

Tego niestety nie wiem do dziś.” Trudne dzieciństwo oraz brak wsparcia prawdopodobnie spowodowało, iż Łukasz zaczął wagarować. Miał problemy z nauką, a także dwa razy powtarzał klasę. Do ośrodka w Rewalu trafił 18 marca 1998 roku, za drobne kradzieże, spożywanie alkoholu, ucieczki z domu oraz absencję szkolną.

 

Zaginiony Andrzej Ziemniak

Sposób, w jaki zaginęli nastolatkowie, od początku budził wiele wątpliwości. Według pracowników ośrodka Andrzej oraz Łukasz dopuścili się ucieczki wspólnie. Jednak nigdy nie było dowodów świadczących o tym, że faktycznie byli tego dnia razem

Zastanawiający jest również fakt, że dla rodziny została przekazana informacja, jakoby Andrzej uciekł w Wielką Sobotę (31.03.1999 roku). Analizy dokonał brat zaginionego, Marcin Ziemniak, który jasno wskazał, że Wielka Sobota przypadała na 3 kwietnia. Mimo licznych niejasności, dyrektor placówki uważa, że dokumentacja została wypełniona, a policja poinformowana o zajściu, więc procedury zostały zachowane. Ośrodek nie ma sobie nic do zarzucenia w tej sprawie.

WIELKANOC 1999 roku

Mama Andrzeja otrzymuje z sądu przepustkę, która pozwala na zabranie syna do domu z okazji świąt. Jednak dzwoniąc do placówki, dowiaduje się, iż jest to niemożliwe, ponieważ Andrzej okradł kiosk, co poskutkowało karą na widzenia z rodziną.
Szybko okazuje się, że informacja podana przez wychowawcę jest nieprawdziwa. Andrzej nie okradł kiosku, a pobił jednego z wychowanków, czego później dowiedziała się Pani Wiesława Ziemniak, mama zaginionego. Mimo nałożonej na syna kary postanawia jednak pojechać do ośrodka i zobaczyć się z Andrzejem w pierwszy dzień świąt.

Niestety, podczas rozmowy telefonicznej dowiaduje się, że jej syn uciekł z ośrodka w Wielką Sobotę.

„Byłam pewna, że tam w ośrodku ma dobrą opiekę”

Pani Dorota, mama zaginionego Łukasza o zaginięciu dowiedziała się z dostarczonego do domu pisma. Podczas pobytu syna w ośrodku, nie miała z nim żadnego kontaktu. Jak wielokrotnie wspominała, Łukasz miał ciężkie dzieciństwo, a po umieszczeniu go w placówce, problemy w domu zaczęły się nawarstwiać. Alkohol, przemoc to wszystko sprawiło, że ciężar dnia codziennego stał się trudny do utrzymania.

 

Progresja wiekowa – Łukasz Sas

Myśląc o Łukaszu, była przekonana, że syn ma tam dobrą opiekę, co wielokrotnie wspominała w wywiadach.
Pani Dorota postanawia zgłosić sprawę na policję, jednak dopiero 22 grudnia, czyli dziewięć miesięcy później.

Obu matkom nie wydano rzeczy osobistych synów, a Policja od początku przekazuje informację o ucieczce chłopców z ośrodka, choć tak naprawdę do dziś nie wiadomo, czy chłopcy faktycznie uciekli. Do dziś nie ma również pewności, że zrobili to razem. W tej sprawie, jak i w większości zaginięć, jest więcej pytań, aniżeli odpowiedzi.

Podczas wywiadu, Pani Mirosława Ziemniak wyraźnie podkreśla, że syn był dobrym człowiekiem i był z nią mocno związany: „Gdyby Andrzej uciekł, wróciłby do domu. Tam musiało stać się coś złego”.

Co wiadomo po latach?

KWP w Szczecinie przekazało do opinii publicznej informację, że przez 21 lat, żaden z zaginionych nie wyrabiał dowodu osobistego, nie założył konta w banku, ani nie podjął się pracy w momencie osiągnięcia pełnoletności. Po żadnym z zaginionych nie ma ani śladu.

Tymczasem sprawą zajęło się Szczecińskie Archiwum X, które postanowiło przekopać teren ośrodka w Rewalu.
W 2018 roku natrafiono tam na studnię, o której nikt dotychczas nie wiedział. Prawdopodobnie tej studni w ogóle nie było w planach budowlanych. Podczas przekopywania terenu, odnaleziono w niej kości owinięte czerwonym materiałem. Ekspertyza wykazała, że były to kości świńskie.

Sprawa pozostała w martwym punkcie, aż do maja tego roku, kiedy historią Andrzeja oraz Łukasza zainteresowało się Stowarzyszenie Przystań Nadzieja i ponownie rozpoczęło przeszukiwanie terenu ośrodka w Rewalu.

Sprawa ponownie nabrała rozgłosu. 26 maja 2020 roku, na terenie ośrodka, odnaleziono kilkadziesiąt kości oraz charakterystyczny sweter, łudząco przypominający ten, który feralnego dnia miał na sobie Andrzej. „Doskonale pamiętam ten sweter. Obaj mieliśmy takie same, dostaliśmy je od mamy” – mów brat zaginionego.

Podczas śledztwa pojawiało się wiele wątków pobocznych. Pracownicy ośrodka sugerowali, że Łukasz oraz Andrzej mogli równie dobrze popłynąć pontonem do Szwecji. Jak twierdzi brat zaginionego Andrzeja: „To absurd. Brat nie potrafił pływać!”

W sprawie pojawił się również wątek białego mercedesa, który w tamtych czasach miał być widywany pod ośrodkiem. Według opinii pracowników wychowankom ośrodka proponowano usługi seksualne za wynagrodzenie. Podczas śledztwa doszło do zatrzymania mężczyzny, który dopuszczał się propozycji na tle seksualnym w stosunku do nieletnich.

 

Progresja wiekowa- Andrzej Ziemniak

Mimo że sprawa powróciła, wciąż jednak nic nie wiadomo. Rodziny w dalszym ciągu czekają na odpowiedź: Co tak naprawdę stało się w ośrodku? Jak oficjalnie przekazała Prokuratura Okręgowa w Szczecinie „W dalszym ciągu oczekujemy na ekspertyzę odnalezionych kości oraz ubrań”.

K.M.

Exit mobile version